«Lubiŭ šofer učycielnicu. A jana za jaho zamuž iści nie chacieła. Kazała, šofer salarkaju śmiardzić. Dyk jon uziaŭ nož — dy ŭ žyvot dzieŭcy. Pamierła nie adrazu. Šče da samych varotaŭ biehła. U fartuchu vantroby svaje niesła…» — voś takija padańni, mała padobnyja da falkloru sa školnych padručnikaŭ, štoviečar čulisia na viaskovaj vulicy. Na łaŭkach siadzieli abhavorvali adna adnu hłuchavatyja babulki.

U toje leta mnie spoŭniłasia dziesiać hadoŭ, maim siabram było prykładna stolki ž, jak toj kazaŭ, hod tudy‑siudy. Uzrost, kali zamiest kazak pra papiałušak i cmokaŭ, jakich, darečy, u vioscy nichto nie raspaviadaŭ, uźnikaje nieadolnaje žadańnie słuchać historyi, nie prydatnyja dla dziciačych vušej, a śviet, admysłova stvorany dla ciabie darosłymi, pakrysie stračvaje pryvabnaść. Prosta raspłyvajecca, niby ŭ tumanie, i ŭsio. Źnikajuć Dzied Maroz, Babaj, vaŭki ŭ žycie, dziki na kopancy. Nia viernieš. Najžachliviejšymi istotami tabie padajucca kałhasnyja kambajny, što lotajuć pa viaskovaj vulicy, lazhajuć žaleźziem, jak fantastyčnyja pačvary.

— Jak ubačycie, dzietki, adrazu ŭ dvor uciakajcie. Chto jaho viedaje — pjany jon jedzie ci jašče jaki, — nakazvaje babula.

Ja słuchajusia jaje. Nie ŭva ŭsim praŭda. Čałaviek — takaja brydkaja istota: chłusić i razmaŭlać vučycca adnačasova, a pieršyja ž pracoŭnyja daručeńni vyklikajuć ćviordy namier ich nie vykonvać. Zamiest taho, kab narvać na sopkach jomki košyk amerykanskaj kaniušyny dla parsiukoŭ, ja biehła na papłaviec. Nadziaru trochi łuhaviny, uzabju jaje rukami, kab paŭniej hladziełasia. Aby z ruk, aby chutčej da siabroŭ na huli. Zabaŭki našyja taksama byli nie aniolskimi. Adnaho razu złavili vializnaha konika (saranču), razmalavali jaho pad pjanicu dy znoŭ u travu vypuścili. A čaho vartaja zaduma nakłaści kurynaha haŭna ŭ blašanku z‑pad cukierak‑smaktušak, zakapać pad ihrušaju, paśla padvučyć hetkich ža padšyvancaŭ, jak sami, šukać staražytny skarb. Darosłyja klikali nas bandaju. My baścialisia dzie chacieli: hulali ŭ chovanki ŭ kałhasnaj kukuruzie, łavili žab u kopancy. Ale ŭ toje leta rečaisnaść zmusiła nas častkova zabycca na raniejšyja hulni. Pamierła ślapaja babka Nieściarovičycha. Jašče try dni tamu my razam z Aleśkaju i jaje babulaj zachodzili ŭ dvor da Nieściarovičychi. Haspadynia siadzieła na hanku i, zdavałasia, skroź nas uzirałasia svaimi nieviduščymi vačyma kudyści daloka. I voś jaje niama. Išoŭ doždž. Vioska rychtavałasia da chaŭturaŭ. Naša «banda» sabrałasia ŭ Alesinaj chacie, i my prylapilisia nasami da šyby.

Pa vulicy snoŭdalisia nieznajomyja žančyny ŭ čornych chustkach, išli hladzieć niabožčycu adnaviaskoŭcy ŭ čystych strojach z kvietkami.

Nazaŭtra na mohiłkach usioj vioskaj staryja i małyja raźvitvalisia ź Nieściarovičychaj.

Ja taksama cichieńka stajała ŭ dziciačym hurcie. Usio było ŭ navinu. Da peŭnaha ŭzrostu mohiłki naahuł zdajucca najpryhažejšym i najcikaviejšym miescam u navakolli, amal park adpačynku. Roznakalarovyja aharodžy, łavački, bieźlič kvietak. Maje siabry, u adroźnieńnie ad mianie, nie mahli dzivicca moŭčki.

— Hladzi, hladzi, zaraz babu zakapajuć, a jana jašče try razy pieravierniecca, — pačuła ja Valerkavu bałbatniu. Dziŭny hety Valerka, jak ža jana pieravierniecca? Stolki ž ziamli ŭskinuli. At, havoryć aby‑što. Ja pahladała navokał, siabrukovu hamonku nie padtrymlivała, i ŭ dušy ciešyłasia svaimi ŭzornymi pavodzinami.

A jon, Valerka, i na žałobnym stale, kudy patrapiŭ adziny z našaj «bandy», ździviŭ darosłych.

Paśla słovaŭ dzieda Nieściaroviča, mužyka niabožčycy:

— Adna ž ty ŭ mianie tolki j była.

Valerka, pachvalajučysia, pramoviŭ na ŭsiu chatu:

— A ŭ majoj baby mnoha dziadoŭ było!

Adviačorkam na łaŭkach šče doŭha nie ścichali razmovy i abhavory.

Kožnaja babka imknułasia niekalki razoŭ vykazać svajo mierkavańnie pra chaŭtury, žałobny stoł, Nieściarovičyšynu radzinu. Kazali, pa niabožčycy nichto nia płakaŭ.

Jaje ŭnučka, vysokaja kastlavaja dzieŭka, jak pryjechała, dyk adrazu pabiehła da susiedziaŭ televizar hladzieć. Tolki dačka Nieściarovičychi, durnaja Ninka, siadzieła la truny, abmachvała muchaŭ dy ŭsio pryhavorvała:

— Mamka, ty maja mamka.

Kazali, ciapier Nincy hora budzie, baćka zdaść jaje ŭ invalidny dom. Staryja pierahavorvali adno j toje ž, moža, ź miesiac. Dla nas, dziaciej, z taho času nie było hulni cikaviejšaj za pachavańnie.

Spačatku zładzili chaŭtury pa zdochłym vožyku, katoraha znajšli la kałodzieža. Usio jak maje być: kryžyk, kvietki, jałovyja łapki, mahiłka ŭ kancy horadu na popłavie. Paśla była łastaŭka ź pierabitym kryłom. My sprabavali jaje lačyć. Valerka pramyŭ kryło ŭ vadzie, zavieryŭšy, što jana ciopłaja, sam nohi ŭčora myŭ; namazaŭ ranu niejkaj babinaj nacirkaj.

Ale, niahledziačy na ŭsie vysiłki, ptuška prapała. Chavali taksama ŭ kancy harodu.

Tam ža znajšli svoj spačyn muchi dy kalaradzkija žuki. Zabić kaziurak admysłova dziela hulni prapanavała samaja mienšaja z nas, Aleśka. A kali natrapili ŭ sadzie na niabožčyka dziatła dyk chaŭtury ŭžo ładzić nia stali. Valerka vykinuŭ dziatła ŭ śliŭniak, kab pahladzieć, jak ź jaho škilet zrobicca. Praz hetuju prydumku chłapca samoha pradražnili Škiletam. Ale jon nie kryŭdavaŭ na mianušku, naadvarot, hanaryŭsia. I adnojčy prapanavaŭ zazirnuć u vakno kinutaj chaty na vodšybie, śćviardžali, niby tam, za hrubkaju, lažać pareštki byłoha haspadara siadziby. Śpiakotnym poŭdniem my padyšli da toj chaty. Akanica była vydranaja, šyba vybitaja, mabyć, tudy łazili złodziei ŭ pošukach spažyvy. Pa čarzie zazirnuli ŭ vakno. Śviatło praź bituju šybu amal nie traplała ŭ chatu: astatnija cełyja vokny byli zakrytyja akanicami. Vakoł mura pavyrastali ślivy.

Viadoma, nijakich čarapoŭ i škiletaŭ my tam za hrubkaj nia ŭbačyli. Ale adtul patychała niežyłoj vilhaćciu, ciemraj, i, zdavałasia, śmierćciu. Strašna zrabiłasia.

My pavieryli — u takim miescy škilety mahli być. Pryjści siudy jašče raz nichto nie advažyŭsia. Tym časam leta išło na zhon. Saśpieła kałhasnaja kukuruza — łasavalisia ŭdostal. Za harodami zžali žyta. Štoviečar my koŭzalisia sa ścirtaŭ. U vyniku — adzieža poŭnaja aściukoŭ, nohi ŭščent skołatyja iržyščam. Usie darosłyja, katoryja šče mahli chadzić biez kijočkaŭ, štosiły, jak ściamnieje, ciahali sałomu sabie na padvorki. Nas, maleču, z saboju nia brali, tamu pachod na kałhasnuju sałomu ŭjaŭlaŭsia spravaj zachaplalnaj i ryzykoŭnaj. U vioscy nia pieršy ŭžo raz źbiralisia raŭniać darohu. Kučy hliny i piasku ŭzvyšalisia pasiarod vulicy pobač ź jamkami. Vada pakrysie razmyvała hety skarb, utvarałasia cudoŭnaja hraź, jakuju pryjemna miasić bosymi nahami paśla ciopłych jašče daždžoŭ. U łužyny možna špurlać kamieńčyki i mierać ich hłybiniu. Žyćcio było cudoŭnym. Dziacieł u śliŭniaku sapraŭdy pieratvaryŭsia ŭ škilet. Valerka načapiŭ sabie na šyju hałavu ź dziubaju. My ŭsie jamu zajzdrościli. Adzinaje, što nas zasmučała, — chutkaje raźvitańnie ź siabrami, škoła. My žyli ŭ roznych haradach. Nikoli ja tak nia płakała, jak u dzień adjezdu dadomu. Suciašali tolki dumki pra nastupnaje leta. Znoŭ źbiaremsia, znoŭ budziem hulać razam — usio paŭtorycca.

Jak ža ja tady pamylałasia.

Praz hod my nasamreč sustrelisia. Nie było tolki Valerki. Sumnaja viestka pryjšła jašče ŭvosień. Niaščasny vypadak. Valerka ź siabrami hulaŭsia na zakinutaj budoŭli, jakich u toj čas było bahata. Niečakana abrynułasia cahlanaja ściana. Prycisnuła naśmierć. Pachavali našaha siabra na viaskovych mohiłkach. Ścišanyja, z bukietam palavych kvietak, my pryjšli adviedać jaho. U vyšyni rypieli kamli sosnaŭ, z pomnika na nas paziraŭ Valerka, taki, jakim my jaho zapomnili. Chłapčanio ŭ atačeńni fatazdymkaŭ i proźviščaŭ starych ludziej.

Moža, tady j pryjšło kančatkovaje ŭśviedamleńnie taho, što žyćcio nia tolki cikaviejšaje, ale j strašniejšaje za samuju žachlivuju kazku. A cahlanyja ścieny, pjanyja kambajnery tojać u sabie bolšuju pahrozu, čym ujaŭnyja škilety za hrubkaju. Pra letašnija hulni ŭ chaŭtury my nia ŭzhadvali. Chapała rozumu jak maha radziej traplać na vočy Valerkavaj babie. Staraja, pabačyŭšy našuju pastalełuju za hod «bandu», zaŭsiody płakała i pryhavorvała:

— Vo j moj taki ž byŭ by…

Łužyny na vulicy ja bolš nia mierała.

Sprava navat nie ŭ darosłych, katoryja pačali ŭščuvać za nadta ŭžo dziciačyja dla maich hadoŭ zabaŭki. Prosta łužyny i hraź na darozie źnikli.

U vioscy, pieršy j apošni raz za ŭsiu jaje historyju, pakłali asfalt.

Źmianiłasia j majo staŭleńnie da pracoŭnych abaviazkaŭ. Babuli ŭdałosia pierakanać mianie, što ad ziella na śvińni miasa raście.

Padrosły arhanizm patrabavaŭ užo nia tolki cukierak, ale j palandvicy. Z maraju pra spres miasnoha parsiuka ja apantana pchała ŭ košyk amerykanskuju kaniušynu. Dziŭnaja reč, chacia košyki hetym hodam byli paŭniejšymi, čym letašnija, jany zrabilisia značna lahčejšymi.

Malenstva pad horku kaciłasia.

Taciana Barysik, Mahiloŭ

***

Taciana Barysik žyvie miž vioskaj Kruhłonieva Babrujskaha rajonu i Mahilovam, haduje paŭtarahadovaje dzicia, a ŭnačy padpracoŭvaje vartaŭnicaj.

Hladzi jašče
Alaksiej Baciukoŭ. Chto śmiajaŭsia apošnim
Śviatłana Kurs. Novy hod z Tolikam i Kolikam
Alaksandar Apon. Kaŭbasa livernaja, palepšanaj jakaści
Rejmand Karver. Vidašukalnik
Uładzimier Lalkoŭ. Losy
Petar Šabach. Śviaty viečar

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0