Paznajomilisia my na kurorcie Piacihorsk, dzie ja tym letam zalečvaŭ svaje niečakanyja chvaroby.

— Pavał Haŭryłavič! — praciahnuŭ jon mnie źvierchu ŭniz, z vyšyni svajho amal dvuchmetrovaha rostu, svaju šyrokuju mocnuju dałoń. — Šachtar z Varkuty. Były. Ciapier — pensijaner ź Miensku.

Źviestki byli vielmi ścipłymi, i musić tolki praz tydzień jany dapoŭnilisia tym, što jon nia prosta šachtar, a šachtar zasłužany, stachanaviec, horny inžyner, kandydat techničnych navuk. I bolš taho — veteran vajny, uładalnik ci nie paŭtuzinu roznych bajavych ordenaŭ i medaloŭ.

U adroźnieńnie ad mianie jamu pryznačyli šmat lekavych pracedur, ale prymaŭ jon ich nia vielmi achvotna.

— Liču karysnym tolki saŭnu z basejnam, viečarovy pramenad, — uśmichaŭsia jon. — Dy jašče, mabyć, stałoŭku… Śmiejaciesia? A dla mianie stałoŭka — heta najlepšaje zadavalnieńnie. Žyŭ ža ja pry sacyjalistyčnym rai, kali navat pa kilku byli vializnyja čerhi, a pa chleb, pamiataju, my z matulaj zajmali niekali čarhu jašče z nočy, kab ranicaj atrymać bochan zaŭždy žadanaha chleba. I ciapier, uspaminajučy dziacinstva, znachodžu ŭ siabie adčuvańnie hoładu, žadańnie jeści, padjeści, jakoje było tady macniej za usie inšyja žadańni…

U tuju niadzielu Pavał Haŭryłavič z ranicy pašybavaŭ u horad, a kali viarnuŭsia, vystaviŭ na stoł butelku chvalonaha armianskaha kańjaku. Na moj, vidać, ździŭleny pohlad jon adkazaŭ ledź milhanuŭšaj niejkaj niezrazumiełaj uśmieškaj.

— Siahońnia ŭ mianie vielmi pamiatny, možna skazać — losavyznačalny dzień… Dzień, kali ja niečakana dla samoha siabie z padonka, z kryminalnaha złačyncy pieratvaryŭsia ŭ narmalnaha, jak kažuć, zakonapasłuchmianaha čałavieka, hramadzianina…

— Vy? Z padonka? Z złačyncy? — ździŭlena ŭskliknuŭ ja. — Šutkujecie, Pavał Haŭryłavič, śmiejaciesia…

— Dy nie, darahi susiedzie, — pasurjoźnieŭ jon. — Heta śviataja praŭda. Žyćcio takaja składanaja reč. Jano moža vykidvać takija kalency, rabić takija zyhzahi, što nijakamu fantastu heta nie pad siłu.

— Vidać, — ščyra ŭśmichnuŭsia Pavał Haŭryłavič, hledziačy na moj usio jašče ździŭleny tvar, — vy ŭžo nie supakoiciesia, pakul nie pačujecie maju spoviedź. Davajcie dla pačatku kulniem pa stapyrcy kańjaku. Heta ž nia mienski balzam, a ŭsio‑tki piać armianskich zoračak. A vypić sapraŭdy jość za što. Sami potym pierakanajeciesia…

Jon napoŭniŭ čarki, prytuliŭ na mih svaju da majoj i chutka abiarnuŭ jaje sabie ŭ rot.

— Čas siońnia ŭ nas jość. Vychodny, — pažavaŭšy skrylok limona, pačaŭ Pavał Haŭryłavič. — Pačnu, badaj, zdalok. Z samaha pačatku.

— Miastečka Žuravičy. Homielščyna. Błasłaviony kraj majho dziacinstva i junactva… U miastečku — vialiki pryhožy kaścioł, synahoha, draŭlanaja pravasłaŭnaja carkva, vakoł jakoj nievialiki zialony skveryk. Tut ja časta siadžu z knihaj, sprabuju ŭžo składać vieršy… U toj letni dzień, pamiataju, čytaŭ ja paemu Jakuba Kołasa «Symon‑muzyka». Da mianie na traŭku niečakana prysadžvajucca dva chłapcy ź dziaŭčynaj. Znajomiacca, vykładajuć na hazetu ci nie ź dziasiatak pačkaŭ maroziva.

— Biary, Paŭlik, jež, — zaprašajuć mianie.

— Dy nie, — biantežusia ja. — U mianie i hrošaj ciapier niama…

— Jakich hrošaj? — śmiajecca dziaŭčyna. — Dzivak! Jež kolki chočacca…

Jana praciahvaje mnie maroziva, padaŭšysia pry hetym bližej da mianie. Dziaŭčyna vielmi pryhožaja i heta mianie ciešyć. Treba skazać, što maroziva ci cukierku tady, u adroźnieńnie ad sučasnych padšyvancaŭ, ja mieŭ ci nia raz u hod, pa vialikich śviatach ci ŭ kirmašny dzień. Chutka jany adychodziać, pakinuŭšy mnie dźvie niekranutyja porcyi.

— Bahatyja i takija dobryja, — padumaŭ ja.

Sustrelisia my i ŭ druhi raz. Užo bieź dziaŭčyny. Pili limanad i piva (mnie jano doŭha jašče nie padabałasia). Zakusvali sušonymi byčkami i cukierkami.

Tydni praz dva sustrakajuć jany mianie kala chaty.

— Vaźmi, Paŭlik, stakan i prychodź u skveryk. U nas plaška fajnaha vina.

Ź imi znoŭ taja ž pryhažunia. Ad jaje čaroŭnych uśmiešak, lohkich źnianackich dakranańniaŭ, ad vypitaha vina ŭ mianie kružycca hałava. Ja viasioły i ščaślivy, chvalusia, što paśla škoły pajdu ŭ instytut, ciapier zajmajusia ŭ fotahurtku, lublu i ŭmieju fatahrafavać. Moža, vyprašu ŭ maci hrošaj i kuplu fotakor.

— Navošta ž abirać maci, — upikajuć jany mianie. — Hrošy možam pazyčyć my. A kali razbahacieješ — addasi…

— Dy ja i za hod nie źbiaru stolki hrošaj, — adchilaju ja praciahnutyja mnie papierki.

— Heta zaležyć ad ciabie, — zahadkava hladzić na mianie dziaŭčyna. — Zachočaš — budzieš mieć. Kali, viadoma, stanieš mužčynam…

— Kamu z nas u durnavataj maładości nie chaciełasia šparčej stać darosłym, nazyvacca mužčynam? — pavaročvaje da mianie hołaŭ Pavał Haŭryłavič, bieručy čarhovuju cyharetu. — I ja im staŭ. Staŭ, zdajecca, užo praź miesiac…

Vyklikajuć mianie adnojčy hetyja maje novyja pryjacieli i kažuć, što im terminova spatrebilisia hrošy.

— U mianie ciapier ničoha niama, — uschvalavaŭsia ja. — Vaźmicie fotaaparat…

— Na licha jon nam zdaŭsia? Nam patrebnyja hrošy siońnia ž.

— Dzie ž ich znajści? — ledź nia płaču ja.

— Znajści b možna, — niejak zahadkava adkazvajuć siabry. —Jość u nas adzin plan. Kali b ty dapamoh…

— Jaki plan? Čym ja mahu dapamahčy? — zaharełasia ŭ mianie nadzieja.

— Vielmi ŭsio lohka i prosta. Treba pastajać na stremie…

— Jak heta? Dzie pastajać?

— Paścierahčy. Pasačyć, pakul my budziem dziejničać.

Da mianie dachodzić, narešcie, što jany buduć rabavać bližejšy kijosk.

— Ni za što! Heta ž złačynstva, — rašuča piareču ja.

— A kali ŭ łaŭcy siadzić spekulant i abiraje nas — heta nie złačynstva? — asadžvajuć jany mianie. — Sprava tvaja. Ciabie ž nie prymušajuć kraści. Treba tolki paścierahčy dziesiać chvilin i atrymać za heta babki. Kali tabie hrošy nie patrebnyja, hulaj. A daŭžok viernieš siońnia ž.

— Što b vy rabili na maim miescy? — pytalna hladzić na mianie Pavał Haŭryłavič. — Hrošaj u chacie tolki na chleb, maci chvareje, baćka atrym¬livaje hrašy. Viarnuć ža pazyčanaje — sprava honaru.

A tut jašče padychodzić taja ž dziaŭčyna‑pryhažunia.

— Što vy jaho ŭhavorvajecie! — z sumam kaža jana. — Jon ža bajaźliviec, błaźniuk. Ja sama vas paścierahu. Chaj idzie pa hrošy.

Heta ŭžo byŭ, razumiejecie, udar nižej pupa. Moj chłapiečy honar nia moh hetaha vytrymać.

— Ja zhodzien! — niečakana dla siabie, z vyklikam vypiendryŭsia ja. — Kažycie, što i dzie rabić…

«Aperacyja» prajšła paśpiachova. Za «dziažurstva na stremie» mnie na druhi ž dzień advalili žmieniu miatych rublovak, a heta skazałasia ŭžo macniej za nieŭstalavanaje i ŭschvalavanaje sumleńnie. Ja byŭ užo zaviazany, mnoj mahli manipulavać, uciahvać u novyja avantury i machlarstvy.

Tak jano i zdaryłasia. Z maim udziełam było abrabavana niekalki kvater, utvaryłasia malina. Viedajecie, što heta takoje? Zładziejskaja šajka, kampanija błatnych, paviazanych kryminalnymi ŭčynkami i svajho rodu prysiahami i klatvami — «koryšy na ŭsio žyćcio». Zvonku heta deklaravałasia nakołkami, našeńniem na šyi roznych łancužkoŭ, kryžykaŭ, amuletaŭ, navat adroźnieńniami ŭ adzieńni i abutku.

Nieŭzabavie da nas dałučyŭsia vopytny «pachan» — starejšyna, kiraŭnik, aŭtarytet, jaki splanavaŭ užo davoli bujnuju «spravu»: ababirańnie juvelirnaha mahazynu. Mnie daručałasia ŭžo nia tolki stajać «na stremie», ale i trymać pad prycełam pradaŭščyc mahazynu (pistol, praŭda, byŭ cacačny).

Adrazu skažu, što sprava nia vyharała. Niechta z pradaŭcoŭ paśpieŭ nacisnuć tajemnuju syhnalnuju knopku, i chutka kala kramy zasihnaliła milicejskaje aŭto. Maje kampańniki paśpieli ŭciačy praz padvalny vychad, mianie ž ciopleńkaha, schapili ŭ samich dźviarach.

Było śledztva, byŭ sud. Ja jak niepaŭnaletni atrymaŭ tolki hod pazbaŭleńnia voli i byŭ nakiravany ŭ «vośpitatielno‑trudovuju kołoniju» horadu Połacku.

Mušu skazać, što svajoj nazvy «vychavaŭčaj» ni adna padobnaja ŭstanova na terytoryi byłoha SSSR nie apraŭdvała. Naadvarot, usie hetyja kalonii i lahiery razbeščvali asudžanych, sudziejničali navučańniu i ŭdaskanaleńniu kryminalnaha ramiastva, z pačatkoŭcaŭ rabili recydyvistaŭ. Mienavita ŭ kalonii ja ŭbačyŭ i pierakanaŭsia, što kryminalny śviet sapraŭdy isnuje, što jon maje svaje praviły i zakony, svaju symboliku i atrybutyku, navat svaju movu i paetyku.

Heta strašenna ahidny śviet, siła i dziejnaść jakoha trymajecca na fincy i revalvery, a žyvučaść na fizyjalahičnym strachu śmierci. Heta mižnarodny sprut, stohałovaja nieŭmiručaja źmiaja, pik žyćcia jakoj — noč, a pažyŭnaja hleba — turma.

Zmahacca z złačynnym śvietam sučasnymi humannymi srodkami — bieskarysna. Možna zapoŭnić usie turmy, zaścienki, karcery — jon budzie žyć. Možna pałovu nasielnictva apranuć u milicejskuju formu — kryminał nia źniknie. Tut chiba zmohuć dapamahčy zakony Ŭschodu ci Afryki, dzie za lubuju kražu siakuć ruku. A za razboj ci zabojstva — hałavu.

Kali ž kryminał zrastajecca z uładnymi strukturami, pieratvarajecca ŭ karupcyju — jon naahuł bieśśmiarotny.

U kalonii prabyŭ ja paŭhodu. Z vypadku jakohaści savieckaha śviata była amnistyja, i ja vyjšaŭ na volu adnym ź pieršych.

Na varotach mianie ŭžo čakali «koryšy». Adrazu pajšli papojki, hulanki, a nieŭzabavie i raniejšaja «samadziejnaść». Praŭda, dla hetaha my pierakačavali ŭžo ŭ Homiel, dzie mianie prytuliŭ da siabie adpiety zładziuha na mianušku Skrypač. Sapraŭdnaha proźvišča jaho ja nia viedaju i pa siońniašni čas.

Byŭ jon uvieś u tatuiroŭkach, na hrudziach krasavaŭsia aroł nad mnohimi carkoŭnymi kupałami. Heta śviedčyła ab jahonym najvyšejšym kryminalnym zvańni — «vor v zakonie» — i pra jahonyja byłyja najciažejšyja złačynstvy i terminy źniavoleńnia.

Doŭha jon nam (nas užo była ładnaja šajka) ciahnuć ryzinu (žyć biestrubotna) nie dazvoliŭ. Razhulnaje biespracoŭnaje žyćcio patrabavała hrošaj, i my pavinnyja byli ich zdabyvać.

Skrypač prapanavaŭ nam vielmi «dachodnaje dzieła». Treba było «abčyścić» bahatuju kvateru buchhaltara Homsielmašu, dzie, pavodle źviestak navodčyka, darečy, plamieńnika haspadyni kvatery, było šmat kaštoŭnych rečaŭ: hrošy, zołata, kalekcyja staradaŭnich manet. Haspadar byŭ u kamandziroŭcy ŭ Miensku, haspadynia adna doma. Jaje mierkavałasia dobra prypužnuć, moža navat krychu i «paščykatać», pakul nie addaść usie kaštoŭnaści, «nahruzić kašary i drać kohci» — ci — napoŭnić miaški i źniknuć unačy. Pić, idučy na dzieła, nie dazvalałasia, ale sprava zdavałasia takoj prostaj i lohkaj, usio było detalova pradumana i padrychtavana, što my nie ŭtrymalisia i «pryniali pa šklancy dla badzioraści».

Heta, dumaju, i źjaviłasia pryčynaju ŭsiaho dalejšaha.

Pozna ŭnačy my vysadzili škło, adčynili vakno na kuchni i ŭleźli ŭ dom. Jašče nie paśpieŭšy prykryć tvary dy ŭklučyć śviatło, my ŭ ciemry vypadkova skinuli z chaładzilnika vazu z kvietkami. Na hrukat raźbitaha vazonu vybiehła haspadynia i, zaŭvažyŭšy cieni na kuchni, imhnienna kinułasia da telefonu. Skrypač adkinuŭ jaje ad telefonu, adnak jana schapiła padśviečnik i vaŭčycaj kinułasia na złodzieja. Maładaja, mocnaja, jak vyśvietliłasia potym, sparcmenka, jana z takoj siłaj stuknuła jaho padśviečnikam, što Skrypač z usich kapytoŭ hrochnuŭsia na padłohu. Praŭda, nie prajšło i chviliny, jak jon apamiataŭsia, vychapiŭ finku i sadanuŭ haspadyni ŭ hrudzi. Navat nie vykryknuŭšy, jana adrazu ž pavaliłasia na dyvan u pieradpakoi.

— Biažym! — spałochana zakryčaŭ ja.

— Strachni pył z vušej! — aščeryŭsia Skrypač. — Sprava zroblena. Ničoha nazad nia viernieš. Biarem usio, što zmožam źnieści…

U domie sapraŭdy było šmat kaštoŭnych rečaŭ, i my paśpiešliva nabivali imi svaje torby. Kali ž Skrypač adčyniŭ dźviery druhoj spalni i zaśviaciŭ tudy lichtarykam, pačuŭsia prareźlivy dziciačy kryk: «Mama!»

Akazałasia, što tam spała dačka haspadyni, siami‑ ci vaśmihadovaja dziaŭčynka, spała mocnym dziciačym snom, nia čujučy praz začynienyja dźviery ničoha, što adbyvałasia ŭ sumiežnych pakojach.

— Maŭčać, hnida! — stupiŭ u spalniu Skrypač. — Ni huka, bo pryrežu jak kurania…

Dziaŭčynka zabiłasia ad strachu ŭ histerycy i, kałociačysia ŭsim ciełam, cicha, zadychajučysia, uschlipvała i paskulvała.

— Inašaha vyjścia niama, — paviarnuŭsia da nas Skrypač. — Treba kančać i jaje… Kab siońnia ž nia trapić u ruki lahavym. Paŭło, dziejničaj. Heta tvoj ekzamen.

Što heta takoje, ja ŭžo viedaŭ. Tak dziejničajuć u bandyckim asiarodździ zaŭsiody, vučačy pačatkoŭcaŭ, pryhvazdajučy ich da svajho złačynnaha ramiastva. I što b vy dumali?! Ja aburyŭsia? Uzbuntavaŭsia? Zapratestavaŭ? Kinuŭsia ŭciakać?

Nie! Niby adubieŭšy, čužy samomu sabie, z pamutniełym rozumam i amal niahnutkimi nahami ja zrabiŭ krok da dziaŭčynki.

— Bi prama ŭ serca, — pačuŭ ja jašče nastaŭlalny hołas Skrypača.

Pavał Haŭryłavič zmoŭk i bryznuŭ sabie ŭ čarku kroplu kańjaku.

— Nia bojciesia. Zabojstva nia zdaryłasia, — z palohkaj pačuŭ ja taksama ŭschvalavany hołas Paŭła Haŭryłaviča. — Źbierahło mianie i dziaŭčynku navat nia viedaju što… Musić, niejkaje nakanavańnie, boskaja vola, los… Ci jašče što. Nia viedaju.

— Ja ŭbačyŭ vočy dziaŭčynki. Vialikija. Mokryja. Spudžanyja. I malelnyja…

Jany nahadali mnie vočy majoj siastryčki, kali paśla vypadkova raźbitaj joj butelki harełki na jaje kinuŭsia pjany aźviareły baćka. Ja tady pieršy raz u žyćci ŭdaryŭ jaho i skinuŭ na padłohu. Płačučy i łajučysia jon pahražaŭ mianie zabić, a ja ŭ toj ža dzień syšoŭ z domu, syšoŭ nazaŭsiody, kab pačać svajo samastojnaje raspraklataje žyćcio.

Dyk voś, užo trymajučysia za nož, ja adčuŭ raptam niejki tuman u vačach, bol u sercy i jak apantany vyskačyŭ z spalni.

— Nie mahu! Nia budu… Nia treba, — zašaptaŭ ja, źviartajučysia da svaich siabroŭ.

— Ty čaho, čoknuŭsia, idyjot! — padaŭsia da mianie Skrypač. — Jana ž siońnia vydaść nas lahavym, a za heta, — kiŭnuŭ jon na lažačuju ŭ pieradpakoi žančynu, — nam budzie vyška…

— Jana nas nia bačyła, ciomna ž navokał, — atačyŭ ja narešcie hołas. — Dosyć i adnoj achviary.

— Voś ty jaki, akazvajecca, ducharyk. Chopić! — uskinuŭsia Skrypač. — Adydzi ŭ bok…

— Dzianis, davaj ty, — źviarnuŭsia jon da naparnika. — I biaź zipišu. Chutčej.

— Nia dam! — niečakana dla siabie samoha zakryčaŭ ja, adčuŭšy šturšok kryvi da hałavy. — Jana ž zusim dzicia. Chiba my źviary?

Prykryŭšy dźviery spalni, ja staŭ da jaje śpinaj, a ŭbačyŭšy nabližaŭšychsia da mianie niahodnikaŭ, vychapiŭ ciasak i ŭžo pahroźliva spakojna pracadziŭ: «Zabju. Padychodźcie, hady…»

Heta padziejničała vyćvieražalna. Užo praź imhnieńnie ja pačuŭ łaskava‑prymirenčy hołas Skrypača:

— Ładna, Paŭlik. Paharačylisia i chopić. Chaj žyvie kaziaŭka.

Ja z palohkaj uzdychnuŭ, pryadkryŭ dźviery spalni i kali paśviaciŭ tudy lichtarykam, ubačyŭ… raskrytaje akno i pustuju kojku dziaŭčynki.

Raskazčyk zmoŭk i zadymiŭ mo ŭžo piatuju cyharetu.

— Chočacie viedać, što było dalej? — pamaŭčaŭšy, spytaŭ jon. — Biehli my adtul, zrazumieła, z chutkaściu spudžanych šakałaŭ. Navat nia ŭsio narabavanaje paśpieli zachapić. Na javačnaj kvatery pierasartavali dabyču, pakinuli krychu navodčyku i baryhu, a sami ŭžo ranicoj, jak prystojnyja bahatyja pasažyry, jechali ŭ napramku Rastova. Zaŭvažu, što pierad hetym Skrypač pravioŭ «latučku».

— Choć nijakich śladoŭ i dokazaŭ my, zdajecca, nie pakinuli, tym nia mienš mahčyma ŭsio. U vypadku zabureńnia my adzin druhoha nia viedajem. Chto pyrnuŭ haspadyniu — nieviadoma. Było ciomna. Kali ž stanie nievynosna, usio biare na siabie Paŭło. Ty samy małady, niepaŭnaletni, vialikaha terminu tabie nie daduć, a my ŭsiu darohu bu¬dziem dapamahać. Čym ža raźličvajucca za šuchier, ty viedaješ.

Tak, heta ŭžo ŭsio ja viedaŭ. Jak viedaŭ napeŭna i toje, što za svoj učynak u načnoj kvatery, za niepadparadkavańnie złodzieju ŭ zakonie ja ŭžo pryhavorany i ŭ luby čas mahu čakać kuli ŭ patylicu ci naža ŭ plečy. Daviarać mnie nie mahli, značyć, pavinnyja byli ad mianie pazbavicca.

Nie mahu skazać, što heta mianie nia strašyła ci nie chvalavała, ale paviercie, litaralna trasło ad dumki, što ja tolki što moh stać zabojcam, zabojcam dziciaci, što tolki niejkaja chvilina adździalała mianie ad biezdani, i jak ja ŭcaleŭ — nieviadoma.

Kali ja nie «zaviažu» ci nia budu zabity, heta moža paŭtarycca i tady ŭžo na mnie možna budzie pastavić kryž.

Treba było šukać vyjście.

Bačyłasia jano ŭ adnym: biehčy! Biehčy jak maha dalej ad hetych miescaŭ, biehčy ŭ pustyniu, u tundru, kudy‑kolečy — choć na kraj śvietu.

Na pieršym ža prypynku ciahnika ja źniaŭ ź siabie pinžak, kinuŭ jaho na daručany mnie čamadan z rečami, kiŭnuŭ paplečnikam: «Vybiehu pa piva» i syšoŭ z vahonu. Pierakanaŭšysia, što sačeńnia niama, ja chutka pierabieh praz vakzał na druhi bok stancyi i ŭskočyŭ u adychodziačy ŭ advarotnym napramku ciahnik. U Bachmačach adrazu kupiŭ bilet na Maskvu, vypiŭ butelku piva i, zalezšy na vierchniuju łaŭku vahonu, zasnuŭ nieprabudnym amal da Maskvy snom: dało siabie adčuć nervovaje napružańnie apošnich dzion.

Maskva sustreła mianie niezvyčajnym šukam i hamam, hudkami i syhnałami nieźličonych mašyn, zvankami i krykami nasilščykaŭ, handlaroŭ, hruzčykaŭ. Ad pierapoŭnienych ludźmi płoščaŭ stajaŭ biezupynny huł.

Prypyniacca tut navat na niekalki hadzin ja nia mieŭ namieru.

Ekspres Maskva—Varkuta załučyŭ usie maje hrošy. Zastałosia tolki na ścipłuju kurtačku ŭ pryvakzalnaj łaŭcy «Rabočaje adzieńnie».

— Čamu Varkuta? Prypomnilisia paviedamleńni ŭ «Homielskaj praŭdzie» pra paŭnočnyja šachty, pryzyvy i zaprašeńni tudy pracoŭnych. I sapraŭdy, užo adrazu na pryvakzalnaj płoščy vializny ščyt bialeŭ abjavami typu: «Patrabujucca…», «Prymajucca…», «Zaprašajucca…».

Pajšoŭ pa pieršym ža bližejšym adrasie. U kantory za stałom siadzieŭ pažyły mužčyna z krychu stomlenym tvaram.

— Proźvišča, imia, uzrost, adkul rodam, chto baćki, jakoje navučańnie? — zakidaŭ jon mianie šmatlikimi pytańniami.

Pačuŭšy adkazy, krychu pamaŭčaŭ, hledziačy na mianie dobrymi vačyma, potym praciahnuŭ list papiery i samapisku.

— Pišy. Načalniku šachty №4. Svajo proźvišča, imia. Prašu pryniać na rabotu ŭ jakaści prachodčyka. Data. Podpis.

— Dakumentaŭ, peŭna, niama, — prymajučy ad mianie zajavu nia to pytaŭ, nia to śćviardžaŭ jon. — Zhubiŭ? — što ž, byvaje. Dy heta nie biada. Źmieściš abjavu ŭ «Varkucinskaj praŭdzie». Heta i budzie tvoj pieršy nadziejny dakument.

Zrabiŭšy niekalki zapisaŭ u svaich knihach, jon praciahnuŭ mnie drukavany listok papiery.

— Pojdzieš u bryhadu Daraščuka. Jon, darečy, tvoj ziamlak, adniekul ź Biełarusi. Budzieš spačatku vučniem. Z hetaj papierkaj zajdzi ŭ prafkam. Tam tabie daduć nakiravańnie ŭ internat. Zaŭtra ŭ kasie atrymaješ avans.

— Nu, dobrych tabie pośpiechaŭ, Pavał, — praciahnuŭ kadravik mnie ruku. — Vinšuju z pačatkam sumlennaha pracoŭnaha žyćcia.

Dziŭna. Nievierahodna. Fantastyčna. Za niejkija paŭhadziny, biez dakumentaŭ, biez ankiet i žyćciapisaŭ, charaktarystyk i nakiravańniaŭ ja pryniaty na pracu, atrymaŭ žyllo, praź dzień budu mieć avans.

I heta — u SSSR, krainie chvaravitaha niedavieru i padazreńniaŭ, umileńnia pierad piačatkaj i błatam (pamiatajecie: «biez papierki ty bukaška, a z papierkaj — čałaviek», «błat — vyšej saŭnarkamu»).

Pačutaja ŭsim nutrom čałaviečnaść, ciepłynia i davier patrabavali adpaviednaj addačy. Heta prajaviłasia niejak navat nieŭśviadomlena na majoj pracy, pavodzinach, hramadzkaj dziejnaści. Mianie pačali prykmiačać, vyłučać, adznačać padziakami, premijami, vinšavańniami. Chutka ja ŭžo pieradavik, stachanaviec, udarnik. Nakiroŭvajusia na vučobu. Siaredniuju. Vyšejšuju. Zajmajusia navukovaj pracaj. Abaraniaju kandydackuju. Praz hod — deputat haradzkoha savietu. Jašče praz čatyry hady — ardenanosiec, kavaler adnoj z samych prestyžnych uznaharod — Ordenu Pracoŭnaha Čyrvonaha Ściahu.

— Bačycie, — niejak iranična ŭśmichajecca Pavał Haŭryłavič, — sucelnaja dyvanovaja darožka, hanarovaja leśvica na nieba. Pić užo niama za što… Dy i niama čaho, — ščoŭkaje jon paznohciem pa amal pustoj butelcy. — Z taho času ŭpeŭniŭsia ja, što ŭ žyćci kožnaha čałavieka jość svaje śvietłyja i ciomnyja pałosy, ščaślivyja i nieščaślivyja časiny ci peryjady. Kožny nosić u sabie dabro i zło, jany niabačnyja, navat niaviedamyja samomu čałavieku i prajaŭlajucca tolki ŭ vyklučnych vypadkach, pry niezvyčajnych abstavinach i ŭmovach.

Niama biazhrešnych praviednikaŭ, jak niama i złačyncaŭ ad samoj pryrody.

Aniołaŭ i djabłaŭ vydumaŭ čałaviek, kab z čymści paranoŭvać ci čymści apraŭdvać svaje ŭčynki ŭ tym apakalipsisie, jaki nazyvajecca žyćciom.

— Voś i ŭsia maja spoviedź, pavažany kaleha, — paviarnuŭsia da mianie ŭsim svaim kresłam Pavał Haŭryłavič. — Što vy možacie na heta skazać? Jakoje vaša reziume?

— Mnie zdajecca, što vy jašče niečaha nie dahavaryli, — zaŭvažyŭ ja. — Jość niejki praciah…

— Sapraŭdy, — zaśmiajaŭsia jon, — jość, nu, nie praciah, a niešta kštałtu epilohu. Tam, u Varkucie, prapanavali mnie niejak pucioŭku ŭ Jałtu, na Čornaje mora. Ja daŭno nia byŭ tady ŭ adpačynku i z zadavalnieńniem tudy nakiravaŭsia. Tolki… apynuŭsia raptam dzie b vydumali? U Homieli! Sam užo dobra nia viedaju, jak i čaho ja tudy paviarnuŭ. Mabyć, maje racyju śćvierdžańnie, što złačyncu zaŭždy ciahnie na miesca złačynstva. Nu, z maim tahačasnym reprezentabelnym vyhladam dy ikanastasam na hrudziach ja chutka razdabyŭ patrebnyja mnie źviestki. Vyśvietliłasia, što buchhaltar daŭno ŭžo na pensii, haspadynia abrabavanaj nami kvatery zastałasia žyvoj: nož Skrypača prajšoŭ mima serca. Ich adzinuju dačku zavuć Rehina, jana skončyła ŭniversytet i pracuje ŭ centralnaj biblijatecy.

Doŭha razdumvać ja nia staŭ. U mahazinie kvietak kupiŭ šykoŭny bukiet ruž, prychavaŭ u siaredzinu załaty piarścionak i maleńkuju papierku «V pamiať o letniej noči 1959 h.» i pajšoŭ u biblijateku. Žančynu, što paliła ŭ kalidory, paprasiŭ vyklikać Rehinu.

Vyjšła strojnaja, pryhožaja, navat vielmi pryhožaja dziaŭčyna.

— Vy Rehina Stanisłavaŭna? Vam kvietki, — praciahnuŭ ja joj bukiet ruž.

— Mnie?! — zrabiła jana ździŭlenyja vočy. Tyja ž vočy, vialikija, pryhožyja, tolki ŭžo nia mokryja, pierapudžanyja, a čystyja, śvietłyja, zialonyja…

— Tak, vam. Prasili pieradać.

— Chto? Kali?

— Małady pryhožy čałaviek, — zmaniŭ ja. — Jon nie nazvaŭsia, skazaŭ, što vy jaho viedajecie. Pryjdzie ŭ abiedzieny pierapynak.

Chvilinu jana vahałasia, ale zhledzieŭšy maje vałasy, što pačynali ŭžo sivieć, dy źziajučy zołatam orden, pieramahła sumnieńni i ŭziała bukiet.

— Dziakuj, — pačuŭ ja pryjemny miłahučny hołas.

— Tabie dziakuj, rodnaja, — chaciełasia mnie skazać, — dziakuj za toje, što ty jość, što była tady, bo mienavita z taho času pačałosia majo novaje sumlennaje žyćcio, tolki praź ciabie ja staŭ Čałaviekam.

Uładzimier Lalkoŭ

* * *

Uładzimier Lalkoŭ žyvie ŭ Miensku. Jamu 88 hadoŭ. Jon prajšoŭ praz savieckija kancentracyjnyja lahiery. Jahony ŭnuk Ihar dziejničaje ŭ biełaruskaj apazycyi.

Hladzi jašče
Alaksiej Baciukoŭ. Chto śmiajaŭsia apošnim
Śviatłana Kurs. Novy hod z Tolikam i Kolikam
Taciana Barysik. Malenstva pad horku kaciłasia
Alaksandar Apon. Kaŭbasa livernaja, palepšanaj jakaści
Rejmand Karver. Vidašukalnik
Petar Šabach. Śviaty viečar

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0