Apaviadańnie Maryi Vajciašonak, pryśviečanaje Irynie Kazulinaj, było nadrukavana ŭ “NN” № 6 (508). Tolki jana nie chacieła, kab sprava dajšła da muža, kab turemščyki vykarystali heta, kab prymusić muža adračysia ad jahonych pryncypaŭ. Mahičny źbieh abstavinaŭ: apaviadańnie pabačyła śviet roŭnieńka hod tamu, 23 lutaha 2007 hodu...

Što heta za Novy hod? Nie było śniehu — adnyja vosieńskija mydliny. Usie čakali śviata, a ziamla jašče nie była pierasłanaja z budzionnaha na śviatočnaje. I treba było samoj rupicca, stvarać tajamnicu, štoviečar pa zorach zapalvać siamiśviečnik, zdumlać, što pastavić na stoł.

Viecier z raki, čajki raz-poraz padymajucca nad vadoj, nad drobnym rabacińniem, biełaj pienaj vyšej i vyšej da vysokaj chvali. Pryboj užo bjecca ab ścianu. Naš bieły dom na samym bierazie vydajecca prahułačnym parachodam — z pakojaŭ kvatery ja baču tolki vadu i toj bierah. Miesiac bliśnie z-za chmar srebnaj łuskaj, jak ščupak na nieraście, abdaść pyrskami. Ja dziŭlusia, što ŭ nas, u ludziej, jakija žyvuć kala vady, ani ŭ koha niama pryvatnaha čaŭna.

I tolki za niekalki dzion da Novaha hodu pozna ŭviečary pajšoŭ śnieh, bujny, kožnaja śniažynka asobnaj vycinankaj, choć ty jaho ŭ košyk źbiraj, jak zimovyja kvietki, i niasi paciešycca damoŭ. I ŭ hety momant niechta raspačaŭ salut! Siarod śniehu raśćvitali roznakalarovyja petardy. Viadoma ž, vypadkovaje supadzieńnie.

Stojačy ŭ vaknie, ja mroiła, što žyvu ŭ karaleŭstvie (u jakim takim vieku, na jakim takim śviecie), dzie zahadana vitać pieršy śnieh, smalačy z harmat.

Było pierasłana z budzionnaha tolki na adnu noč, ale hetaha byccam i dastatkova, kab zaśpiašacca nakuplać padarunkaŭ. Tym bolš, što ŭ kaściołach užo prahučała sakralnaje: «Pieradajcie bližniamu znak supakoju…» I ja, nakinuŭšy niešta na plečy aby z domu, zachapiŭšy cukierki, pajšła da Alaksandry — heta spuścicca z majho pavierchu krychu nižej. My mała znajomyja, ale časta bijarytmy našyja supadali, i my sustrakalisia ŭ padjeździe, u lifcie, nia bolej. Inšy raz jana była z darosłym i dočkami, usie troje zvyčajna nadečyŭšysia da astatniaha. Vydavałasia, jany rajskimi ptuškami źlatali praz noč z załatoha šasta i tolki za dźviaryma pieraŭvasablalisia ŭ maładych žančyn ź Zialonaha mysu (na vysokich abcasach, u niečym roznakalarovym, tolki što pierje nia vietraje na hałovach), jakich poŭny naš horad. Nia moj farmat, jak toj kazaŭ. Ale jejny zaŭsiodny nastroj, niepasrednaja viesiałość zmušvali radasna adazvacca, uściešycca čužomu balu-maskaradu.

Ciapier usie viedali: muž Alaksandry — palityčny viazień, u kalonii na niekalk i hod. Ja ž sama nia maju anijakich takich ambicyj: nie vychodžu na płošču, nie vyviešvaju ściahu na balkonie. Niadaŭna, jedučy ŭ taksoŭcy, ubačyła bieł-čyrvona-bieły maleńki ściažok u salonie. «Heta… polski?» — zapytałasia ŭ maładoha kiroŭcy, nie dajučy viery svaim vačam. Heta ž siarod biełaha dnia! U centry horadu! I taksoŭka nie braniavik! «Amal usie maje pasažyry taksama błytajucca», — adkazaŭ jon zasmučona. Sapraŭdy, mianie chvalujuć, pryvablivajuć vystupy revalucyjnyja hetak sama, jak vodar kvietak dzikich, zaniesiennych vietram u horad, jak pach parfumy GUCCI: niešta viasnovaje — łandyš, frezija, dubovy moch i najbolej — narcys. Ja išła da Alaksandry prosta jak da susiedki ŭ biadzie, kab pieradać znak supakoju, dakranucca da jaje, by stojačy ŭ kaściole padčas słužby.

Adčyniła sama Alaksandra. Hołas jaje cichi, hłuchi, by zdalok, z susiedniaha pakoju, choć stajała pobač — hołas biady, vysachłaje moŭnaje rečyšča. I tolki heta padałosia niazvykłym. A navokał bujała paŭnočnaje źziańnie — jejny zaŭsiodny kosmas. Usie prajomy dźviarej va ŭsich pakojach u zyrkich hirlandach śviatočnych ahnioŭ. Paznačanyja ŭsie chady, jak u sucelnaj ciemry dniom i nočču, u jakoj jana ciapier, viadoma, siabie adčuvała. Heta byccam społachi pamiaci, kali ŭsio zrujnavana, źni ščany dom, ale niedzie voś tut pavinny być dźviery, i tut, i tut taksama. I nie začepiš u hetym domie pa pamiaci plačom vušaka, i nie abapreśsia na jaho. Anivodnaha ciomnaha kuta ŭ pakojach, anivodnaha, kab sumnaha. Jełka vidajecca z paroha, prybrana husta, viasiołkavym i sumiotami, jak śniehapadam u niepahadź. Jełka vialikaja, z šyrokim nizam, jak prypołam, dziela jaje, peŭna, adčynienyja padvojnyja dźviery ŭ zale. Alaksandra ŭ biełaj bluzcy. Jany abiedźvie razam chodziać, prybraŭšysia, pa śvietłych pakojach, razam niaŭciamna pahladajuć u vakno, jak… z majaka. Ja nia zdoleła schavać ździŭleńnia, žalu, ahladajučysia, usio baču skroź svaje stajačyja, strymanyja ślozy, jak praź iluminatary. «U nas tak, jak zaŭsiody, jak Jon lubiŭ…» — kaža Alaksandra. Hladzieła na mianie zdalok, z tysiačahodździaŭ, kali žančyna ŭ niepahadź razvodziła vyratavalnaje vohnišča na bierazie mora, kab paznačyć darohu viartańnia, darohu damoŭ.

Piać chvilin u parozie, i ja śpiašajusia raźvitacca, u mianie sieŭ hołas, padłoha chistajecca pad nahami, padymajusia da siabie ŭžo, by ŭ vierchniuju kajutu, uspaminaju čy: na svaich vystupach jejny muž lubiŭ paŭtarać «Ja — marski piechaciniec».

Piać chvilin u parozie, i ja admaŭlajusia ad zvyčki razumieć kachańnie jak niešta intymnaje, asobnaje, što tyčycca tolki dvaich, zakachanych adno ŭ adnaho. Luboje pačućcie, tym bolš kachańnie, publičnaja, navat hramadzkaja źjava, — heta niešta takoje, što źjaŭlajecca razam z čałaviekam. Heta ŭschvalavany pačućciom śviet, jak ličyć Alfred Kalleryč. I moj śviet taksama paśla naviedvańnia Alaksandry.

Piać chvilin u parozie, adkul praz adčynienyja naściež dźviery bačnyja byli ŭsie pakoi, uvieś naš bieły dom, usia našaja starana, dzie jašče dziejničali źjavy sublimacyj staražytnych rytualnych pamknieńniaŭ: aryšty, astrohi. I pamiarkoŭnaja zhoda ludziej z usim, maŭlaŭ, «taki ciapier čas» — abarončy rubiež svajoj abyjakavaści. Ciapier ja razam z Alaksandraj namahałasia trymać u rukach usie «klučy», kab nie zhubić svaich mrojnych ujaŭleńniaŭ ab daskanałaści boskaha śvietu. Razam ź joj vučyłasia nie zžyvacca z archietypam paranienaha čałavieka, što dla bolšaści z nas vielmi charakterna — biadujem, jak u zapoi, biaz daj pryčyny.

U tuju navahodniuju noč ja taksama spyniłasia kala jejnaha vohnišča na bierazie, spadziejučysia, što śviatło dojdzie da tych, chto cierpić biadu abo zvyčajnuju kosnuju kryŭdu.

Viecier z raki padavaŭ hołas u vyciažcy — hołas dalokich vandrovak u dumkach, vandrovak i viartańniaŭ, znoŭ i znoŭ da Alaksandry. Skončacca śviaty, i jana zdymie biełuju bluzku, jak i jełačnuju mišuru, vyklučyć śviatočnaje śviatło. Tolki ciapier lohka budzie znajści mnie i kožnamu, chto jaje viedaje, vyratavalny šlach pa zorach. I zdasca vierahodnym: kab jana była karalevaj abo prosta žonkaj prezydenta, jana b zahadała smalić z harmat, kali b pajšoŭ doŭhačakany pieršy śnieh.

Chiba heta nie padzieja ŭ našym maleńkim žyćci — maleńkim, jak hety apovied pra kachańnie?

Nadrukavana ŭ “NN” №6 (508) ad 23 lutaha 2007

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0