Pjeršy na siońnia «harčyčnik» Adamyč ulapiŭ svajmu, biełaruskamu, bandytu na polskim adcinku šašy Biełastok–Horadnia. Pierad samaj miažoj jany ź ziaciem zajechali ŭ prydarožnaje bistro. Adamyč kuplaŭ chot-dohi, ščodra pieralivajučy ich kietčupam, a ziać siadzieŭ u mašynie. Z radyjo niesłasia polskaja papsa. U šybu dalikatna pahrukalisia. Stajała troje. Charaktar ich zaniatkaŭ nie vyklikaŭ sumnievu. Adnolkavyja skuranki, adnolkavyja patylicy i amal identyčnyja załatyja łancuhi. Havaryŭ maładziejšy. Za transfer «niemački» pałahałasia sioje-toje, a dakładniej – dźvieście. Trochi źmiarćvieły ziać kaŭtnuŭ ślinu i dastaŭ z kišeni składzienuju ŭ dźvie stołki papierku.

– Mnie tut vašyja kalehi vydali propusk, – dryhotkim hołasam skazaŭ ziać, starajučysia nie zapnucca na słovie «kalehi». – Aha, adrazu paśla Biełastoku na zapraŭcy. My tam užo zapłacili za vašyja pasłuhi.

Maładziejšy pakruciŭ u rukach papierku.

– Što za chreń takaja? – skazaŭ jon. – Nie, nia naša.

Schłusiŭ, viadoma.

– Ale toj chłopiec, – prykmietna zanervavaŭsia ziać, – taki bialavy, skazaŭ, što my zmožam prajechać biez prablem.

– Prablem? Niema prablema, ziamiela, – vypnuŭšy vusny, prakurniaŭkaŭ maładziejšy, i ŭsia trojca zładžana zarahatała.

Ziać jašče paŭpinaŭsia, ale druhi, sa šnaram na ščace, raptoŭna pierastaŭ śmiajacca i źvieravata tak čmychnuŭ nosam.

Źjaviŭšysia na parozie bistro z chot-dohami ŭ rukach, Adamyč u momant voka ŭsio ściamiŭ. Niazhrabna pierakłaŭ ziacieŭ chot-doh u pravuju ruku, u jakoj užo trymaŭ svoj, nadkusany, a levaj sprytna schapiŭ maleńki śvistok, što visieŭ na šyi. Trel prymusiła bandytaŭ hetak ža zładžana raźviarnucca. Adamyč kavaleryjskim truškom padbieh da mašyny. Nabliziŭsia ŭsutyč da maładziejšaha, pakorpaŭsia jakuju drobku sekundy ŭ nahrudnaj kišeni džutu i vysoka ŭskinuŭ pierad samym bandyckim nosam ruku z žoŭtaj kartkaj. Usia troica pierasmyknułasia. Adamyč vyciahnuŭ asadku i prosta na kartcy pačaŭ zanatoŭvać čas parušeńnia i źviestki parušalnika.

– Ja ž ničoha nia ŭziaŭ! – histeryčna zavieraščaŭ maładziejšy. – Ach, ty...

Druhi, sa šnaram, pačaŭ prykładać palcy da vusnaŭ, na mihach uprošvajučy maładziejšaha spynić hetaje biessensoŭnaje abskardžvańnie. Ale maładziejšy nie sunimaŭsia i pochapkava, jak łancužny sabaka, staŭ kidacca na Adamyča. Tamu, sa šnaram, daviałosia navalicca na maładziejšaha ŭsim ciełam. Pry hetym jon šaptaŭ niešta suciašalnaje, baćkoŭskaje. Treci, starejšy i, vidać, hałoŭny ŭ ich, z roblenaj panibrackaściu pačaŭ pa-anhielsku ŭmaŭlać Adamyča admianić kartku. Niahledziačy na toje, što jany mahli značna lepš parazumiecca na inšaj movie, starejšy bandyt choć i ź ciažkaściu, ale havaryŭ mienavita pa-anhielsku, prytykajučy ŭsiudy frazu «in nature». Jon dalikatna tłumačyŭ Adamyču, što jany zusim nie źbiralisia brać mzdu pa druhim kole, jany prosta chacieli pravieryć, što ŭsio «oŭ-kiej» dy što «harčyčnik» za takuju drabiazu – heta zanadta. Ale Adamyč byŭ niaŭmolny. Jon kinuŭ kolki adryvistych frazaŭ, pry hetym u jaho byŭ toj samy akcent, što i ŭ bandyta. Žestam pakazaŭ, što razmova skončanaja.

Užo na biełaruskim baku, značna paružavieŭšy, ziać skazaŭ:

– Nu, vy, Stanisłaŭ Adamavič, suvora – adrazu «harčyčnik». Ja kaniečnie ich nie apraŭdvaju, svołačy jany redkasnyja, ale ŭsio-taki suajčyńniki, svaje.

Adamyč tolki paśmichnuŭsia i pačaŭ cichieńka paŭtarać: «Svaje, svaje, svaje».

U Miensku ziać advioz Adamyča da samaha domu i adrazu źjechaŭ afarmlać novuju mašynu. Adamyč pierasieŭ na sinieńkaje «Pežo» i taksama źnik u viry pracoŭnaha dnia.

Paśla raboty, stomleny, jechaŭ dadomu načnymi praspektami. Siońnia było piać žoŭtych, ličyŭ jon, i navat adzin penalci. Raptam Adamyč rezka krutanuŭ styrno, vyjechaŭ na sustrečnuju i zaskočyŭ u prylehły da praspektu dvor. La adnaho z padjezdaŭ mašyna spyniłasia. Adamyč padniaŭsia na lifcie na apošni pavierch i žvavieńka zabieh pa žaleznych prystupkach u prapachły hałubinym łajnom paddašak. La mansardnaha akna tuliŭsia čałaviek, vyhladajučy kahości na dvare. U jahonych rukach była varanionaja vintoŭka z aptyčnym prycełam. Čas ad času jon kidaŭ pozirk na hadzińnik. Trel prymusiła čałavieka padskočyć. Snajperskaja vintoŭka hachnułasia na padłohu. Čałaviek chapatliva abiarnuŭsia. Adamyč, nie vahajučysia, prademanstravaŭ kileru śpiarša žoŭtuju, a potym i čyrvonuju kartku.

Najmit spałatnieŭ i ź ciažkaściu vymaviŭ:

– Al... ale vy nia majecie prava! Ja – zamiežnik.

Adamyč ledź zaŭvažna ŭśmichnuŭsia, ale tut ža ŭśmieška hetaja źnikła. Jon karcinna patrymaŭ ruku ŭ pavietry jašče kolki imhnieńniaŭ dy raźviarnuŭsia da ašałomlenaha kilera śpinaj. Najmit z zastyhłym pozirkam mechanična skruciŭ hłušylnik z ruli i potym zapakavaŭ jaho ŭ sini zaplečnik razam z pakaraciełaj vintoŭkaj.

«Vo pryklapalisia – zamiežnik, suajčyńnik. Ja što im, AVIR?» – padumaŭ Adamyč. Mieŭ, mieŭ jon prava: z-pad jaho biełaj kašuli vyhladaŭ čorny bieražok majki arbitra, arbitra mižnarodnaj katehoryi. Apuściŭšy hałavu, kiler pakidaŭ mundyjal.

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0

Chočaš padzialicca važnaj infarmacyjaj ananimna i kanfidencyjna?