Ja zaŭsiody adčuvaŭ siabie piśmieńnikam. Ad samaha rańniaha junactva. Piśmieńnikam mianie ličyli siabry, za piśmieńnika mianie ŭvažali znajomyja. Piśmieńnikam ja byŭ zaŭsiody dla žonki. I heta pry tym, što za ŭsio svajo žyćcio ja nie apublikavaŭ, dy što tam nie apublikavaŭ… nie napisaŭ nivodnaha radka.

Maje byłyja sakurśniki pa fiłfaku drukavalisia ŭ roznych peryjadyčnych vydańniach. U ich vychodzili knihi. Niekatoryja, najbolš aktyŭnyja, rabilisia siabrami Sajuzu piśmieńnikaŭ. A ja ŭsio zastavaŭsia piśmieńnikam biez adzinaje publikacyi.

I takaja nieadpaviednaść unutranych adčuvańniaŭ i realnaści ź niekatoraha času pačała mianie niepakoić. Ja hutaryŭ z žonkaj. Piśmieńnik ja ci nie? Moža być, usio ž taki varta było b što

niebudź… napisać, kab mieć zakonnyja padstavy piśmieńnikam zvacca?

– Dy našto tabie, ułasna kažučy, pisać? – ździŭlałasia žonka. – Ty ž i tak piśmieńnik! Niachaj inšyja, niazdary

hrafamany, šrajbujuć radki, uvieś čas dakazvajučy, što jany – piśmieńniki. A tabie jaki sens?

Na niekatory čas ja supakojvaŭsia, ale niespakoj usio roŭna viartaŭsia. I kab adnavić dušeŭny kamfort i niejak dastasavać samapačuvańnie da rečaisnaści, ja ŭziaŭsia za piaro.

U tvorčym zapale ja zmarnavaŭ hory papiery, pahryz niekalki asadak i vypiŭ nie adnu šklanku čyfiru. Vynikam usiaho było maleńkaje apaviadańnie, u jakoje ja pasprabavaŭ ucisnuć uvieś svoj žyććjovy dośvied strataŭ i paraz. Apaviadańnie ja panios u adnu adpaviednuju, na moj pohlad, hazetu.

Niekalki razoŭ ja prachodziŭ pablizu redakcyjnych dźviarej, nia majučy rašučaści ŭvajści. Zdavałasia, varta tolki dakranucca da dźviarnoje ručki, dyk adrazu pačuju ŭ śpinu: «Hladzicie! Hladzicie na jaho! Jašče adzin piśmieńnik srany vynajšaŭsia! Dy što jon pra siabie naahuł uzdumaŭ?!»

Vybraŭšy momant, kali vulica była biaźludnaja, ja ŭbieh u paŭpadvalnaje pamiaškańnie redakcyi.

U ciesnym pakoi, zahruvaščanym piśmovymi stałami, siadzieli, utaropiŭšysia ŭ manitory, zmročnyja dziadźki. Redaktar, toŭsty i vusaty, hidliva ŭziaŭ moj rukapis i, trymajučy na adlehłaści vyciahnutaj ruki, prabieh vačyma.

– Dobra, – skazaŭ jon, – zajdzicie praz paru tydniaŭ.

Praz dva tydni ja stajaŭ tam znoŭ.

Redaktar pahladzieŭ na mianie, by ŭ pieršy raz, udakładniŭ proźvišča i, pakorpaŭšysia ŭ stosie rukapisaŭ, dastaŭ maje arkušyki dy sunuŭ mnie ich nazad. Kab niejak papravić sytuacyju j vybracca z redakcyi biaz hańby, ja pacikaviŭsia:

– E-e, kali łaska, majo apaviadańnie vam nie pasuje?

– Takaja sprava, małady čałaviek, heta… nia moh napisać nieviadomy aŭtar. Tut adčuvajecca ruka… klasyka. Skažycie ščyra… vy pazyčyli heta z… «Vožyka»?

Paraŭnańnie z klasykami «Vožyka» duža ŭściešyła mianie. I ja nastajaŭ na svaim.

Ciapier kožny moj dzień pačynaŭsia z pachodu da šapika «Sajuzdruku». Sa spadziavańniem ja razhortvaŭ čarhovy numar hazety, ale štoraz mianie čakała rasčaravańnie. Jany drukavali blakłyja, niecikavyja teksty, u jakich nie było ni śviežaha pohladu, ni adzinaj aryhinalnaj dumki, ni humaru, ničoha. Jany drukavali kaho chočaš, tolki nie mianie.

Ale pryčakaŭ i ja, narešcie, toj ščaślivy momant, što byvaje ŭ žyćci kožnaha aŭtara. I ŭbačyŭ svoj tekst u nadrukavanym vyhladzie. A nieŭzabavie atrymaŭ i niečakany čytacki vodhuk. Mianie nastojliva vyšukvaŭ moj pieršy čytač. Dakładniej, čytačka. Jana, jak mnie pieradali, niekalki razoŭ telefanavała ŭ redakcyju j čakała sustrečy sa mnoj.

Jakoje ž mianie ŭziało ździŭleńnie, kali maja čytačka materyjalizavałasia ŭ vyhladzie šykoŭnaj dziaŭčyny. Puchłyja vusny na amal dziciačym tvary, doŭhija tonkija palcy… Pach darahoj parfumy kazytaŭ moj nos. Bolš za toje, dziaŭčyna pryjšła z kankretnym namieram paznajomicca z aŭtaram niepasredna. Z hetaj metaj u modnaj sumačcy byŭ pryzapašany pačak prezervatyvaŭ. Pryhažuńka źjaždžała z baćkami na stałaje žyćcio ŭ Štaty j tamu pryśpiešvała padziei.

Mahičnaja siła drukavanaha słova vielmi ŭzrušyła mianie. Aprytomnieŭšy, ja pačaŭ telefanavać znajomym piśmieńnikam i zadavać pytańnie: ci prychodzili da ich dziaŭčaty paśla pieršaha apaviadańnia? Ramanu?

Nie prychodzili. Ni paśla pieršaha apaviadańnia, ni paśla pieršaha j nastupnych ramanaŭ.

Ja zapytaŭsia ŭ staroha pryjaciela, viortkaha dramadzieła (jaho pjesy išli adnačasova ŭ niekalkich teatrach, i afišy visieli na hałoŭnym praspekcie). U adkaz jon abłajaŭ mianie.

Pierakanaŭšysia va ŭłasnaj piśmieńnickaj značnaści j navat pakaštavaŭšy na adzin zub piraha pryznańnia, ja, naturalna, zusim zakinuŭ usialakija litaraturnyja sproby j bolej užo nie dakranaŭsia da piara.

Apošni raz svajo pytańnie ja zadaŭ znajomamu litarataru z Varšavy, aŭtaru dziesiaci ramanaŭ

fentezi. «Nie, nie prychodzili, – pachitaŭ jon hałavoj. – Tolki adnojčy, paśla pierakładu na rasiejskuju movu, pryjechaŭ niejki mužyk z Saratava… Ale heta zusim nia toje, što vy padumali, – nijakavata dadaŭ jon».

Ale ŭsio ž čas ad času mianie apanoŭvajuć sumnievy: ci piśmieńnik ja?

Tady ja chapaju asadku j pačynaju lichamankava pisać.

I voś što z hetaha vychodzić.

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0

Chočaš padzialicca važnaj infarmacyjaj ananimna i kanfidencyjna?