U pieršy dzień Vialikaha tydnia, kali duša ŭ čałavieku hatovaja chrystosvacca i ŭsie kryŭdy ŭsim daravać, Alaksandr Łukašenka pastanaviŭ pasadzić Andreja Klimava i vyjechaŭ na viasnovyja pali, kab pahladzieć, jak sadziać usio astatniaje. Ci źbirajucca sadzić. Artykuł Uładzimiera Niaklajeva.
Kali Klimava zasudziać, heta budzie treciaja jahonaja «chodka». Recydyvist, nie inačaj. Uzbrojeny i nadzvyčaj niebiaśpiečny.
Čym ža niebiaśpiečny?
Tym, što ŭparty, emacyjny, ambicyjny i chranična chvory na honar. Na adčuvańnie ŭłasnaj hodnaści. Chvory nievylečna – da straty instynktu samazachavańnia.
Padčas druhoj «chodki» – na zonie, jašče da «chimii» ‑‑ kryminalniki, padbityja administracyjaj kałonii, sprabavali Klimava «apuścić». I apuścili b, kali b jon nie padyšoŭ na špacyry ŭ turemnym dvary da «pachana» i nie zrabiŭ «byčka». To bok, udaryŭ ‑‑ hałava ŭ hałavu, łob u łob. Pachan pavaliŭsia płazam.
Nie pavalisia pachan – Klimavu nie žyć. Zakony zony. Ale i žyć apuščanym, chvory na honar, jon by nie moh.
A niamała ž kaho «apuścili» – i ničoha, žyvuć. Amal dziesiać miljonaŭ, jakija nie «hałavu ŭ hałavu», nie «łob u łob», a biahom za «pachanom» na špacyry pa turemnym dvary.
Andrej Klimaŭ nie tolki adzin z samych mocnych charaktaraŭ siarod biełaruskich palitykaŭ, ale jašče i talenavity publicyst, litaratar. Mienavita tamu, a nie pa niejkich inšych mierkavańniach, jon pryniaty ŭ siabry Biełaruskaha PEN‑centru, i ja rady byŭ uručyć jamu penaŭskaje paśviedčańnie, padpisanaje jašče Vasilom Bykavym. Takim čynam, jak litaratar, volny pisać pra ŭsio i ŭsich zhodna sa svaimi pierakanańniami, Andrej Klimaŭ znachodzicca pad abaronaj Mižnarodnaha PEN‑kłubu – adnoj z samych aŭtarytetnych i ŭpłyvovych suśvietnych hramadskich arhanizacyj.
Žanr, u jakim, jak litaratar, pracuje Klimaŭ, možna nazvać palityčnaj fantastykaj. Skažam, u adnoj sa svaich knih jon piša pra biełaruskuju revalucyju i źviaržeńnie dyktatarskaha režymu, dakładna nazyvajučy miesca i čas, dzie i kali heta adbudziecca. Chiba nie fantastyka?.. I za heta za kraty?..
Jak vynikaje z papiaredniaha abvinavačvańnia, Andreja Klimava i sudzić źbirajucca pa fantastyčnych zakonach, skarystaŭšy dla hetaha artykuł 361 KK RB. U pieršaj častcy artykuła havorycca pra publičnyja zakliki da zachopu dziaržaŭnaj ułady (pazbaŭleńnie voli da troch hadoŭ), u druhoj ‑‑ pra zakliki, źviernutyja da zamiežnaj dziaržavy, zamiežnaj abo mižnarodnaj arhanizacyi (termin pakarańnia taki ž samy), a ŭ častcy treciaj – pra dziejańni, praduhledžanyja častkami pieršaj abo druhoj, ździejśnienyja z vykarystańniem srodkaŭ masavaj infarmacyi (za što ŭžo da piaci hadoŭ turmy). Ale ž pra Internet, dzie za podpisam Klimava źjaviŭsia tekst pad nazvaj «Revolution forever abo Jak pravilna raźbirać cyhanskaha kabana ŭ hod śvińni», u zakonie «Ab srodkach masavaj infarmacyi» ani słova. Možna, biezumoŭna, niejkija słovy, jakich niama ŭ zakonie, mieć na ŭvazie, čytać u vačach dziaržaŭnaha prakurora, ale ŭ takim vypadku heta nie zakon, a fantastyka.
Zrešty, jak pakazvaje praktyka sudovych raspraŭ nad usimi niazhodnymi, ułada ani ź jakimi zakonami vałendacca nie stanie. Sudzić Klimava mohuć ci za abrazu prezidenta, pryznaŭšy jaje publičnaj, ci za što zaŭhodna. Kali pastanoŭlena – budzie zroblena. Rady staracca.
Pryčyna, pa jakoj aryštavany Andrej Klimaŭ, zrazumieła, nie ŭ zakonach, na jakija samoj uładzie, što žyvie «pa paniaćciach», naplavać. Pryčyna ŭ styli. U styli žyćcia Klimava i styli jahonaha piśma, nie pazbaŭlenaha niedachopaŭ.
Niedachopam fantastyčnych tvoraŭ Andreja Klimava źjaŭlajecca toje, što jon nie ŭmieje karystacca eŭfiemizmami, a nazyvaje rečy svaimi imionami. Pryčym, nie tolki rečy nazyvaje svaimi imionami, ale i nazyvaje imiony. Niahodnikaŭ, złačyncaŭ, ich pamahatych. Kaža pra toje, što i chto ź ich učyniŭ. Piša pra toje, chto i za što budzie adkazvać. Heta parušaje čyściniu žanru. Kažy ci pišy sabie pra što chočaš, tolki nie kažy i nie pišy: chto. Ale kali pradstaŭniki inšych nakirunkaŭ, i nie adno litaraturnych, navastryŭšysia ŭ ahulnych razvahach nakont dyktatury i demakratyi, paźbiahajuć nazyvać kenkretnyja rečy kankretnymi imionami, bo jano niebiaśpiečna dla samazachavańnia, tady rabić heta davodzicca fantastu.
Z druhoj svajoj «chodki» Klimaŭ vyjšaŭ pad Novy, 2007 hod. Pazvaniŭ, pavinšavaŭ sa śviatam, ja ŭ adkaz – sa svabodaj. Jon spytaŭ: «Jakaja svaboda?..» «Jakaja ni jość, a ŭsio ž nie turma. Ty trecim razam tam nie apynisia». «U treci raz ja ŭ turmu nie siadu, bo ź jaje ŭžo nie vyjdu. Albo mianie zabjuć, ci…»
U telefonie ciŭknuła, razmova pierarvałasia.
Nie viedaju, bo paźniej nie vypała spytacca, a tamu mahu tolki zdahadvacca pra toje, što moh čałaviek, hranična stomleny viaźnicaj i niesupynnym pieraśledam, mieć na ŭvazie pad słovam ci…
Kali vieryć adnamu vielmi niakiepskamu piśmieńniku, aŭtaru ramana «Sto hod adzinoty», ramana pra dyktatara, jakim začytvaŭsia niekali ŭvieś Saviecki Sajuz, dyk adzin z łacinaamierykanskich dyktataraŭ minułaha stahoddździa pryznavaŭsia ŭ svaich dziońnikavych zapisach, što vostruju asałodu ad ułady jon adčuvaŭ tolki tady, kali łamaŭ mocnaha. Usie astatniaje pryjadałasia, jak praśniacina.