Uładzimier Arłoŭ

Praroctvy Rozy Hiercykovič

 

 

Heta, viadoma, patalohija, ale mušu vam skazać, što, zrabiŭšy svaim uspaminam reviziju, ja kančatkova pierakanaŭsia: ni ŭ malenstvie, ni potym ja, pa hamburskim rachunku, nie pazajzdrościŭ nivodnamu čałavieku.

U treciaj klasie ja byŭ apantany maraju pasialicca z adnaklaśnicaj Vieračkaj na ŭłasnym atole ŭ trapičnych šyrotach, ale čamuści ani nie zajzdrościŭ amerykanskim miljarderam, jakija mahli kupić sabie dzie-niebudź u Indyjskim akijanie ceły archipelah. Ź dziacinstva majučy schilnaść da fatalizmu, ja chvaravita nie zajzdrościŭ chłopcam, jakija «chadzili» z pryhažejšymi za maich dziaŭčatami. Ja (što, naohuł, prosta niedaravalna) ni razu —iakija b šedeŭry jany ni stvaryli — nie adčuŭ zajzdraści da kalehaŭ-litarataraŭ.

Ale škadavać mianie za abdzielenaść adnym z najmacniejšych, najdzivośniejšych i najšmatfarbniejšych čałaviečych pačućciaŭ vy nia śpiašajciesia. Što takoje zajzdraść, ja viedaŭ nia horaj, a moža, i lepiej za samych zaŭziatych zajzdrośnikaŭ. Ichnyja emocyi skiroŭvalisia na padobnych da siabie samich, moj ža dyjapazon byŭ nieparaŭnalna šyrejšy: abjektami zajzdraści mnie słužyli rečy, raśliny, žyvioły...

Ja zajzdrościŭ pieršamu na našaj vulicy televizaru i z radaściu pieratvaryŭsia b u niazhrabny i, ź siońniašniaha hledzišča, ubohi čorna-bieły «Nioman», vakoł jakoha źbirałasia ŭviečary narodu stolki ž, jak u małoj zali kinateatru «Radzima». Jašče raniej ja adčuvaŭ piakučuju zajzdraść da dźvinskich samoŭ, jakija žyli takim niedasiažna cikavym i tajamničym žyćciom, što ŭ paraŭnańni ź im majo suchaziemnaje isnavańnie vyhladała sucelnaju niedarečnaściu. Ja nie admoviŭsia b pieratvarycca ŭ aŭtamabil, albo ŭ maju pieršuju knižku «Russkije bohatyri», albo ŭ ciopły skurany fatel u baćkavym słužbovym kabinecie. Kožnaja z hetych zajzdraściaŭ mieła svaju historyju, vartuju naveli, a mo j apovieści.

Adnak nikomu j ničomu ja nie zajzdrościŭ tak, jak sabaku. Dakładniej, sučcy.

Jaje zvali Łajka. Jana, kali chto zapamiatavaŭ, była pieršym savieckim kasmanaŭtam.

Łajku zapuścili ŭvosień, kali ŭ našym sadzie apadali apošnija, sałodkija, amal jak papiaroŭki, antonaŭki, a ŭ susiedki Chviedaraŭny, što žyła praz harod ad nas, nalivalisia harkavaj słodyčču kalinavyja hronki. Kalina razam z tryma maładymi višniami paznačała pačatak susiedčynych uładańniaŭ; płotu pamiž harodami nia stavili i, kali Chviedaraŭna spuskała z łancuha piarestaha dvarniaka Dunaja, toj moh ujaŭlać siabie haspadarom vializnaha abšaru.

Praŭda, jon, hety abšar, imhnienna mizarnieŭ pierad tym, jakim vałodała chvastataja kasmanaŭtka.

Zadzioršy hałavu, ja stajaŭ na vosieńskim choładzie j namahaŭsia razhledzieć u praśvietach chmaraŭ kaśmičnuju budku ź vialikimi, užo znajomymi mnie litarami: SSSR. U budcy lacieła da bolu rodnaja i blizkaja istota.

O, jak mnie prahłasia choć na dzień apynucca ŭ jejnaj škury, kab taksama imčać nad Ziamloj, naciskać łapami knopki kiravańnia, radasna brachać na zorki i daschoču jeści z kansarovak kilki ŭ tamacie, jakimi — ja byŭ niepachisna pierakanany — Łajku ščodra zabiaśpiečyli da kanca kaśmičnaje ekspedycyi.

«Marš u chatu! Chopić abłoki paśvić!» — kryčała mama.

Aŭtarstva druhoj frazy naležała nia mamie, a majoj babuli Aŭhińni, što žyła ŭ prydniaproŭskaj vioscy pad Škłovam, kudy mianie advozili ŭ traŭni na ŭsio leta.

Uletku paśvić abłoki było bolš pryjemna. Ja kłaŭsia na humniščy na rastresienaje šamatkoje siena, mnie pad bok padtočvaŭsia kot (babula nikoli nie davała svaim katam imionaŭ, nazyvajučy ich prosta Katami abo Koškami), i my hadzinami hladzieli na puchnatyja, biełyja, byccam bieźlič dźmuchovych hałovak, abłoki. Z-za kustoŭ ahrestu j parečak miadova pachła kaniušyna, hałava ci to sam nahrety soncam doł pryjemna płyli ŭ prastory, biezymiennamu katu śnilisia smačnyja tłustyja myšy, i jon ščaśliva vurkataŭ, raz-poraz torhajučy absiečanym za niazvodnuju zbradlivaść chvastom... Drymota krałasia j da mianie, ale ja baluča ščykaŭ siabie za cypkastuju łytku, bajučysia, što jakraz tady, jak na vałasok zasnu, na adnym z hetych miakkich, jak uźbitaja piaryna, abłokaŭ i prapłyvie paŭz babulina humnišča Boh.

Babula Aŭhińnia paśpieła ŭžo nia tolki napałovu lehalna pachryścić mianie ŭ Kopyskaj carkvie, ale j razvučyć sa mnoju «Ojča naš». Ja viedaŭ, što «ojča naš» — heta i jość Boh, a «na niebiasi» — značyć, na niebie.

Tłumačyć, što takoje «iže jasi», babula, spadziejučysia na ŭnukavu kiemlivaść, paličyła zališnim. Apraŭdvajučy jejnyja nadziei, ja j chacieŭ padvižavać, čym tam «ojča naš» žyvicca. Moža, kilkami ŭ tamacie z bulbaju ŭ mundzirach?

Vydatna pamiataju, što zajzdraści da Boha — niachaj sabie jon i charčavaŭsia b vyłučna majoj ulubionaj haradzkoj stravaju — u majoj maleńkaj dušy i nie načavała. Kali ja jašče j nie razumieŭ, dyk adčuvaŭ, što losy ŭ nas z Boham — zusim roznyja. Jon byŭ užo duža stary i musiŭ, niahledziačy na dobraje charčavańnie, chutka pamierci, a mianie pierapaŭniaŭ kuraž nieŭmiručaści. Jon byŭ vialiki načalnik, a ja nijakim načalnikam rabicca nikoli nie źbiraŭsia. Aprača ŭsiaho inšaha, ja strašenna bajaŭsia vysačyni i mieŭ słaby vestybularny aparat: chapała dvuch kruhoŭ na karusielach, kab rot napoŭniŭsia ahidnaj sałodkaju ascoj j mianie pačało nudzić.

Tady, uvosień, šukajučy ŭ niebie kaśmičnuju budku, jakuju radyjo mudrahielista mienavała bijalahičnym štučnym spadarožnikam Ziamli, pra vestybularny niedachop ja načysta zabyŭsia, bo, mabyć padśviadoma byŭ pierakanany, što pieraŭvasobiŭšysia ŭ sabaku, imhnienna pazbaŭlusia i ŭsich ludzkich chibaŭ.

Pakul Łajka lotała, a ja paśviŭ siarod chmaraŭ svaje latunki, na ziamli raspačynalisia roznyja źviazanyja z kosmasam padziei.

U nas pieršym niepasrednym vynikam Łajčynaha palotu stałasia hieraičnaja hibiel Dunaja.

Pasadžany ŭ skradzienuju na piŭzavodzie pustuju bočku susiedčyn sabaka vypraviŭsia ŭ kosmas sa staroj čyrvonaj pampoŭni na bierazie Pałaty.

Na apošnim ziamnym prystanku kasmanaŭta №2 było taksama napisana «SSSR» i jašče niekalki karotkich, časta sustrakanych na ścienach i płocie słovaŭ, čyj sens u tyja časy zastavaŭsia dla mianie zahadkaju.

Trahičnaje Dunajeva pryziamleńnie, mušu skazać, vyklikała ŭ mianie bolej uściechi, čym smutku. Reč nia ŭ tym, što ad naradžeńnia ja byŭ chłopčykam niadobrym i złosnym. Prosta za miesiac da taho Chviedaraŭnin dvarniak źjeŭ na padviačorak majho pryviezienaha ź vioski zajca Kolu, što paru tydniaŭ pažyŭ u skryncy z-pad jabłykaŭ, a potym uciok i dni try dychaŭ volaj, hryzučy na harodzie kapustu j morkvu.

Zapusk Dunaja ažyćciavili Illuša Šef i Vicia Bundziel. Jany ŭžo chadzili ŭ škołu i ŭ ich pračynalisia talenty, što potym pryviaduć abodvuch u turmu. Vicia abrabuje ŭ Lepieli kvateru i atrymaje pieršy termin u dziasiataj klasie, a Illuša siadzie za niešta ŭžo ŭ Izraili, kudy adjedzie z baćkami i sa svajoj admietnaju mahametanskaju mianuškaju — Mustafa.

Heta Illuša Šef navučyć mianie vieršyka, praź jaki ja ŭpieršyniu spaścihnu siłu paetyčnaha słova.

U toj viečar baćka pryviadzie na viačeru praviaralnika z vobłaści i za stałom, kab pachvalicca synam, mama paprosić pačytać čužomu dziadźku što-niebudź napamiać. Ja vystaŭlu adnu nožku napierad, zakładu ruki za śpinu i hučna j vyrazna pradeklamuju:

 

Vot k čiemu prišła nauka:

V kosmosie letajet suka,

Prosłavlaja do niebies

Mať tvoju kapeeses.

Baćka źmienicca z tvaru i, nia zvodziačy z hościa vačej, vyciahnie z formiennych prakurorskich štanoŭ dziahu. Ale dziadźka zarahoča, paraić mnie nie čytać hety vieršyk u dziciačym sadku i konča zdymie napruhu, padliŭšy ŭ čarki.

Apiaredžvajučy čas, zaŭvažu, što pośpiechi SSSR u daśledavańni kosmasu buduć u maim žyćci j nadalej źviazanyja z paetyčnaj tvorčaściu — abo narodnaj, abo majoj ułasnaju.

Paśla palotu Cieraškovaj na došcy ŭ našaj klasie źjavicca novy tvor nieviadomaha aŭtara. Bujnymi litarami i biez pamyłak chtości vyvieŭ krejdaju čatyry dastatkova prafesijnyja radki:

 

Valentinie Tierieškovoj

Za polot kośmičieskij

Podarił Chruŝiev Nikita

... avtomatičieskij.

Jaki padarunak prypas kasmanaŭtcy Chruščoŭ, było, viadoma napisana całkam.

Hety vieršyk baćka znajšoŭ u maim skončanym aryfmetyčnym sšytku. My nasili tady pryviazanyja da partfelaŭ torbački z čarnilicami-kałamarkami i pisali draŭlanymi asadkami z žaleznymi piorami. Hetyja piory viečna zajadali, plavalisia j pyrskalisia, i staranna pierapisany mnoju tvor na kaśmičnuju temu azdablała z paŭtuzina klaksaŭ.

Histaryčnyja krynicy śviedčać, što za časami Vialikaha Kniastva Litoŭskaha pamiežnaja varta ajčyny našych prodkaŭ, kab zachavać u pamiaci hramadzianaŭ dakładnuju liniju miažy, praktykavała nastupny metad. Miascovych padletkaŭ z usioj ščyraściu siekli bizunami dakładna na rubiažy dziaržavy. Jak paśla toj ekzekucyi ŭ śviadomaści da skonu zastavalisia «sfatahrafavanyja» pad bizunom miežavyja kamiani j drevy, tak paśla ciažkoj baćkavaj ruki z papruhaju niedzie ŭva mnie nazaŭždy addrukavałasia staronka z kiepskim słovam i padobnaj da nieznajomaha kaśmičnaha suzorja čarodkaju klaksaŭ.

Moj ułasny vieršyk, składzieny z nahody kružlańnia vakoł ziamnoje kuli pieršaha trochmiascovaha karabla «Ŭzychod», vyłučaŭsia pieršabytnaj idealahičnaj i leksyčnaj cnatlivaściu. Ale pra toje trochi paźniej. Vierniemsia ŭ vosień, nad jakoju łunała vodhulle brechu znakamitaj savieckaje sučki.

Siarod tych, kaho jejny palot uraziŭ, ja pieradusim zhadvaju jašče adnu našuju susiedku — Rozu Sałamonaŭnu Hiercykovič, jakaja časta zachodziła da majoj mamy paskardzicca, što jaje niaviestka, žonka ciotkirozinaha syna Fimy, «pahulvaje» i jakaja ŭparta klikała mianie nia Vovam, a Bobam.

Ciapier litaralna ź nieba zvaliłasia novaja tema.

Toŭstaja, jak dźvie ci navat dźvie z pałovaju mamy, ciotka Roza Hiercykovič nie lubiła razmaŭlać stojačy i vielična apuskałasia na našuju zialonuju kanapu, što pad raptoŭnym ciažaram skurčvałasia i žałasna jenčyła, byccam žyvoje stvareńnie.

Vyhodna ŭładkavaŭšysia, Fimava maci brałasia apaviadać nievierahodnyja rečy. Jana čuła, što nieŭzabavie ŭ kosmas zapuściać spadarožnik z muchami, kamarami, prusakami j błyščycami. Na heta mama zaznačała, što prusakoŭ i błyščycaŭ u nas, dziakuj bohu, niama. Zakryŭšy na nietaktoŭnuju zaŭvahu vušy, ciotka Roza Hiercykovič raspracoŭvała kaśmičnaje radovišča dalej. Pavodle jaje słovaŭ, uśled za žamiaroj u mižplanetnuju prastoru startanie spadarožnik z katami, potym, jak jana kazała, «zafuhujuć» kazu.

Ja niaśmieła cikaviŭsia pra akvaryjumnych rybak. «Vada raspluchajecca», — admachvałasia susiedka i paśla kazy pradrakała palot karovie.

U jejnych słovach ja adčuvaŭ peŭnuju supiarečnaść, bo — kali vyvodzić na arbitu ŭsich pa paradku — pačać lahična było b nia z Łajki, a sapraŭdy z muchaŭ ci navat ź mikrobaŭ. Ale susiedku hetkija tonkaści nie biantežyli, i jana pradkazvała, što śledam za karovami ŭ kosmas pačnuć «fuhavać» kryminalnikaŭ.

Ciotka Roza nia viedała, što praź niekalki hadoŭ Fima ŭ adzin nieščaślivy viečar zaśpieje žonku z paluboŭnikam i zareža niaviernicu kuchonnym nažom, a tamu nie ŭtajmoŭvała svajoj fantazii j śćviardžała, što nad kryminalnikami ŭ kosmasie buduć stavić raznastajnyja eksperymenty: karmić adnoj kukuruzaju ci adnym časnykom z cukram, vyśviatlać, kolki dzion čałaviek vytrymaje biaź ježy i kolki biez vady; ałkašoŭ buduć nibyta trymać na adnoj harełcy, a hvałtaŭnikoŭ — padviešvać u kaśmičnych karablach za jajcy.

Zmročnaje susiedčyna ŭjaŭleńnie šyroka rasprostvała kryły, i nastupnaha dnia na dadatak da raniejšych žudaściaŭ my daviedvalisia, što kaśmičnyja spadarožniki z kryminalnikami stanucca mišeniami dla savieckich lotčykaŭ albo što jana, ciotka Roza Hiercykovič, napiša kudy śled, kab da kryminalnikaŭ dziela niejkich niezrazumiełych mnie daśledavańniaŭ zapuścili jejnuju niaviestku.

Na žal ci na ščaście, natchnionyja praroctvy Fimavaj maci nia spraŭdzilisia. Za Łajkaj u kosmas palacieli nia muchi ci kozy, a Biełka j Strełka. («I doŭha brachali sabaki Nad našaj savieckaj ziamloj...» — napiša viadomy dziciačy paet.) Katoŭ, karoŭ i złačyncaŭ taksama abminuli i na arbitu adrazu zakinuli prosta čałavieka.

Adnojčy na niekatorych damach našaje cichaje vulicy pamianiali šyldački z nazvaju. Ciapier i naš dom, i škoła, dzie ja vučyŭsia ŭ pieršaj klasie, stajali, jak kazała nastaŭnica, na vulicy pieršaha savieckaha kasmanaŭta, i tamu my pavinny byli hanarycca i być dastojnymi.

Moža, z taje pryčyny, što vyrazany z časopisu «Ohoniok» Łajčyn fotapartret pa-raniejšamu visieŭ u mianie nad łožkam, niespraviadlivaść nastaŭničynych słoŭ usprymałasia asabliva abvostrana. Ja atrymaŭ pieršy ŭrok aficyjnaje chłuśni. Usie cudoŭna viedali, što pieršym kasmanaŭtam była Łajka.

(Pakolki kantrapunktam u nas idzie tema zajzdraści, zaŭvažu, što, dumajučy pra Juryja Haharyna, ja nie znachodziŭ u dušy ni drabočka zhadanaha pačućcia. Praz toje samaje ja čuŭ hłybokuju čałaviečuju sympatyju da ciotki Rozy Hiercykovič. Jejnyja pryśviečanyja kasmanaŭtycy apoviedy nieabvieržna śviedčyli, što susiedka taksama anirazu nie pazajzdrościła zachmarnamu hieroju i nikoli nie pažadała jahonaj doli ŭlubioncu Fimu.)

Uletku ŭ mianie źjavilisia dadatkovyja arhumenty: ad svajho stryječnaha dzieda, a maminaha rodnaha dziadźki Hryšy ja daviedaŭsia, što Haharyn nia byŭ pieršym kasmanaŭtam i siarod ludziej.

Papiaredni raz dzied Hryša pieraviedvaŭ rodnuju viosku, kali nia byŭ mnie nijakim dziedam, bo mianie jašče nie isnavała na śviecie, a moj tata žyŭ nia z mamaju, a ź pieršaj žonkaju, bo taja pakul nie chvareła na nievylečnuju suchotku. Darosłyja kazali, što dzied Hryša «zasakrečany», i, kab pierakanacca ŭ hetym, dosyć było ŭbačyć pasyłki, jakija jon prysyłaŭ nam z Maskvy pierad kožnym novym hodam. Uchodaŭšy tuju taŭščeznuju čyrvonuju rybinu ź viasiołkavym pieralivam na zrezie, ja ceły miesiac nie ŭspaminaŭ pra kilek, a bujnyja razynki ŭ pieršaklasnym šakaladzie pobač z absypanymi cukram kramnymi «padušačkami» vyhladali pryvitańniem ź inšaje planety, jakaja ŭ svaim raźvićci apiaredziła našuju nie na stahodździe, a nazaŭsiody.

Dzied Hryša byŭ absalutna łysy, i ja lubiŭ spotajku razhladvać jahonuju śpiareščanuju sinimi, čyrvonymi j zialonymi žyłkami kavunavatuju hałavu, jakaja mocna vydavała na hlobus. Svajaki śćviardžali, nibyta pra svaju maskoŭskuju pracu dzied nie pramović ni słova i na Strašnym sudzie. U pamiać urezałasia, jak suvora zirnuŭ jon na maju ciotku, a svaju plamieńnicu Volhu, kali taja, pačuŭšy z radyjo papularnaje tady abiacańnie dahnać i pierahnać Ameryku, paćvierdziła, što tak, dahonim, bo bosym biehčy lahčej. Adnak ja dobra zapomniŭ i toje, jak pierad babulaj Aŭhińniaj dzied adnojčy kryšku rassakreciŭsia, paviedamiŭšy, što maje spravy ź niabiesnaj kancylaryjaj.

Druhi raz dzied Hryša rassakreciŭsia pierada mnoju, kali, pasłuchaŭšy radyjopieradaču pra Haharyna, raptam chapianuŭ biaz zakusi šklanku dvojčy pierahnanaj babulinaj samahonki i prycišana skazaŭ — praŭdziviej nie skazaŭ, a ŭschlipnuŭ: «Ech, Voŭka, kolki rabiat da Haharyna na zapuskach papalili...» i dadaŭ jašče niekalki słovaŭ, jakija mianie vučyli nie kazać nikoli.

Ja pieražyŭ imhnieńnie, jakoje nazyvajuć momantam iściny. Majoj dziciačaj dušy adkryłasia, što ślozy na dziedavych, taksama łysych, amal biaź viejek, vačach nakrucilisia nie ad mahutnaha babulinaha samahonu, a ad taho, što dzied nia tolki viedaŭ tych «rabiat», ale j sam — strašna padumać — paliŭ ich...

Źlakaŭšysia svajoj ščyraści, dzied Hryša paprasiŭ mianie zabyć pačutaje, inačaj jaho mohuć vyhnać z pracy, a to j pasadzić u turmu. Ja chacieŭ i nadalej atrymlivać pierad Novym hodam maskoŭskija pasyłki, a tamu daŭ «česnaje akciabrackaje» i padmacavaŭ jaho tym, što pierachryściŭsia, jak vučyła babula, na abraz Mikoły-cudatvorcy.

Pasyłki z prysmakami prychodzili jašče hadoŭ piać. Viarnuŭšysia ź dziedavych chaŭturaŭ u viosku, ciotka Volha abviaściła, što na paminki pryvieźli adniekul dva aŭtobusy hienerałaŭ.

Ni tady, ni paźniej, kali lotali Bykoŭski ź Cieraškovaj, i ciotka Roza Hiercykovič, apaviadajučy, što ich zapuścili dziela kaśmičnaha razmnažeńnia, abiacała abaviazkovaje naradžeńnie ŭrodcaŭ, ja tak i nie adčuŭ anijakaj achvoty choć na momant zrabicca kasmanaŭtam. Tym nia mienš, papuściŭšysia ahulnamu psychozu, paśla palotu pieršaha šmatmiascovaha karabla, ja napisaŭ svoj pieršy vieršavany tvor:

 

Mčitsia trojka, mčitsia bystro

V korable «Voschod»,

I viediet jeho uvierienno

Kapitan vpieried,

Tam inžienier-połkovnik,

Vrač, učienyj,

Otčizny viernyje syny.

Vokruh ziemnoho šara

Vpieried letiat oni.

Potym ja daviedajusia, što niekalki viadomych zamiežnych palitykaŭ, u tym liku i adzin były amerykanski prezydent, uvohule nia vieryli ŭ realnaść niekatorych kaśmičnych karabloŭ z seryi «Ŭzychod», usprymajučy ich jak zvyčajnuju idealahičnuju tuftu. U adroźnieńnie ad hetych maciorych antysavietčykaŭ, ja byŭ artadaksalnym patryjotam, što mahu davieści vieršykam, składzienym tady pra Ameryku i jaje nasielnikaŭ. Vieršyk mieŭ hučny nazoŭ «Emihranty» i pačynaŭsia (darujcie mnie, nierazumnamu, maje amerykanskija suajčyńniki i ŭsie astatnija žychary ZŠA) tak:

 

V pierieułkach truŝobnych

I na musornych kučach

Vspominaješ nievolno

O Rodinie...

Nieŭzabavie pa palocie trochpiłotnaha «Ŭzychodu» Fima Hiercykovič i zarezaŭ žonku. Vidać, ad pieražyvańniaŭ bijalahičny mechanizm, ad jakoha zaležała paŭnata ciotki Rozy, pačaŭ naroščvać jejnyja kilahramy z katastrafičnaj chutkaściu. Z takim samym efektam, jak jana, na našuju harotnuju kanapu, moh, napeŭna sieści sam pryvakzalny žalezny Lenin. Karaciej, kanapie, niahledziačy na maštabnyja pośpiechi SSSR u asvajeńni kosmasu, nadyjšoŭ hamon, a na novuju ŭ baćkoŭ brakavała hrošaj.

Kali ŭ časie vyprabavańnia ciažkahruznaha karabla «Sajuz» zahinuŭ kasmanaŭt Kamaroŭ, ciotka Roza Hiercykovič da nas užo nie zavitała. Jana nie čytała historyka Fernana Bradela, jaki adnojčy sfarmulaŭ svoj słavuty pastulat, pavodle jakoha «kali habrei pryjaždžajuć u niejkuju krainu, heta adznačaje, što žyćcio tam idzie dobra albo pojdzie lepiej, a kali adjaždžajuć, — što jano idzie drenna albo źmienicca na horšaje». Fimava maci prosta dačakałasia syna z turmy i źjechała ź im u Izrail.

Majoj ciotcy Volzie, toj samaj, što niekali afarystyčna vykazałasia nakont našaha biehu navypieradki z Amerykaj, nie było kudy źjaždžać, i jana volaj-niavolaj musiła zaniać niejkaje miesca va ŭsiesajuznych šmatmiesiacavych razmovach ab losie kasmanaŭta Kamarova.

Lotali čutki, što kamandzir «Sajuzu» nie zahinuŭ pry pasadcy, a tolki pakalečyŭsia. Adny bačyli ludziej, što na ŭłasnyja vočy bačyli, jak Kamaroŭ pryziamliŭsia na poli pad Novasibirskam, vylez z kabiny i paprasiŭ piva. Druhija bažylisia, byccam čuli toje samaje praz «varožy hołas»...

Ja byŭ peŭny, što padzieja hetkaha sumieru nie abminie na jaje histaryčnaj radzimie i nośbitku staražytnaha j słaŭnaha połackaha proźvišča Hiercykovič. Mnie ŭjaŭlalisia smuhlavyja žychary betlejemskich vakolicaŭ (zrešty, vielmi padobnyja da našych niadaŭnich susiedziaŭ), jakija čujuć z alejnych ciotkirozinych vusnaŭ, što kali Kamaroŭ i acaleŭ, dyk jaho ŭsio adno złoviać i zabjuć albo, u lepšym razie, nazaŭsiody kudy-niebudź zakanapaciać, kab nichto nie padumaŭ, što savieckija hazety, radyjo i telebačańnie schłusili savieckamu narodu.

Pazycyja ciotki Volhi va ŭsioj hetaj historyi vyznačałasia jašče bolšaj bieskampramisnaściu. Ikanapisna padciaŭšy vusny, mamina siastra skazała, što Boh narešcie ŭziaŭsia karać letunoŭ, jakija bieź jahonaha dazvołu panarabili ŭ niebie dzirak i sapsavali nadvorje dyj žyćcio naohuł. Zrablu notabene: ź ciotkaju była salidarnaja bolšaść kabietaŭ ź jaje škłoŭskaje vioski Kapysica, što kvitnieła pad soncam kałhasnaha ładu za try kilametry ad tady jašče nieviadomaj nikomu Aleksandryi, čyje žychary hnali nia horšuju ad kapysickaje samahonku i nie padazravali, što praz čverć stahodździa adzin ichny ziemlačok uznačalić usienarodnaje zmahańnie ź niejkaj strašnaj zamiežnaj Nataj.

Nie, nikomu ź ich — ni kolišniamu aleksandryjcu, ni pieršamu kasmanaŭtu-biełarusu Klimuku, ni druhomu, Kavalonku, u jakoha ŭ debiutnym palocie niešta nia zładziłasia i nazaŭtra ž z chaty ŭ jahonaje maci zabrali pryviezieny napiaredadni televizar — ja, choć zabicie mianie, nie zajzdrościŭ.

Kali niejkaja kropla zajzdraści i atruciła maju istotu, dyk heta da zusim nianaskaha kasmanaŭta Niła Armstronha. Voś u jaho byŭ sapraŭdny palot. Heta, viedajecie, jak krucicca vakoł niesuśvietnaje pryhažuni bieźlič zalotnikaŭ, całujuć ručki, padnosiać padarunki, niechta za bačok uščyknie i nia bolej, a potym źjaŭlajecca toj, što bavić ź joju noč i zastajecca pieršaadkryvalnikam.

I kvolicca niedzie ŭ zakanurkach dušy mara — znajści, kali znoŭ patraplu ŭ Ameryku, starynu Niła j zapytacca, što jon tam takoje na Miesiacy, u tym Mory Spakoju, ubačyŭ ci adčuŭ, što, kažuć, zaviazaŭ z kosmasam i navat schavaŭsia ad ludziej i žyvie samotnikam.

Razumieju, što šancy na adkaz blizkija da nula. Ale mnie padabajecca dumać, što — kali b jašče žyła babula Aŭhińnia — staryna Nił moh by, zamiest ichnaha niadošłaha viski, chapianuć sa mnoju čystaha, nibyta ślaza dziciaci, pierahonu i, jak niekali dzied Hryša, raskałocca dy pasłać usiu hetuju kasmanaŭtyku na...

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0